Lektury szkolne dają ogólną informację, że coś jest. Może wtedy, w czasach szkolnych, nie jest moment odpowiedni, może czasu nie ma na wgłębienie – bo jest tylko zaliczanie? Coś w pamięci zostaje, ale na odkrycie trzeba poczekać. Z bagażem doświadczeń widać więcej i czuć można znacznie głębiej.
A dzisiaj rano odkryłem Czesława Miłosza. Dojrzewało to jakiś czas, aż czytając wkładkę do Tygodnika Powszechnego, poświęconą Miłoszowi i jego twórczości, odkryłem, że u Miłosza znajdę odpowiedź na nurtujące mnie pytania. W poniedziałek pobiegnę do biblioteki…
"Wiedzieć i nie mówić:
tak się zapomina.
Co jest wymówione, wzmacnia się.
Co nie jest wymówione, zmierza do nieistnienia."
Warto więc pisać tego bloga, rozmyślać pisaniem w każdej postaci, w tym tej papierowej. Ale wracam do Miłosza. Od jakiegoś czasu w radiowej dwójce czytają "Dolinę Issy", te fragmenty oczarowały mnie. Zapragnałem sam przeczytać całość. W czasie najbliższego urlopu wybieram się do Wilna, a podróż planowana jest już od roku. To będzie trochę podróż sentymentalna, z rodzinnymi spotkaniami (podbudowane genealogicznymi i historycznymi materiałami), ale i turystyczno-rekreacyjna. I w końcu u Miłosza znalazłem wątem "tkanki łącznej", międzykulturowego tworzenia pogranicza, ślady Rzeczypospolitej Obojga Narodów. I nagle inaczej odniosłem się do niemieckojęzycznych Warmiaków, Mazurów czy nawet Ślązaków. Trzeba czasem spojrzeć gdzieś dalej, by zobaczyć lepiej, to co pod nogami.
Odkryłem Miłosza z kresowego sentymentu i tęsknoty za Wileńszczyzną. Ale odkryłem dla zrozumienia współczesnej i przyszłej mojej europejskości.
Czuję, że Miłosz umocni moją wamińskość. Na tym polega uniwersalizm. Globalizm łączy się z lokalnością (globlokalizm).