Manuśle w roli konspektu czyli jak wykorzystać rękodzieło w referowaniu

lapbook_nalewkaLapbook, zwany rękosięgą czy manuślą (czytaj więcej na ten temat ), jest formą notowania dla samego siebie. Graficzną, wycinankową i składankową (origami) formą zapisywania własnych myśli. Jest formą notowania i przypominania sobie treści.

Wygodne narzędzie do powtórzeń materiału przed egzaminem. łatwo można modyfikować, uzupełniać i rearanżować cały scenariusz i kolejność. To taka trochę rozbudowana mapa myśli (mind mapping).

Ale może być także konspektem własnego wystąpienia (referatu), przygotowania CV przed rozmową kwalifikacyjną lub formą prezentacji pomysłu naukowego czy biznesowego, pokazywanego w czasie kuluarowej, kameralnej rozmowy.

Nie wymaga prądu, elektroniki i jest zaskakującym rękodziełem. Póki się za nadto nie upowszechni (a nie będzie łatwo, bo wymaga pracy, więc nie wszyscy się zdecydują) daje przewagę oryginalności, innowacyjności i kreatywności.

Dla mnie jest poszukiwaniem nowych form dydaktycznych. By dydaktyka akademicka nie była nudna, by przy okazji uczyła nowych a przydatnych rzeczy i by odkrywała nowe środowisko edukacyjne czasów trzeciej rewolucji technologicznej.

Ta rewolucja zmienia wiele. Nie tylko gospodarkę (tworząc m.in. prosumentów), nie tylko komunikację i relacje międzyludzkie, ale i współczesną szkołę każdego poziomu (czytaj: nauczeństwo). A na uniwersytecie (i środowisku akademickim) spoczywa obowiązek intensywnego poszukiwania, eksperymentowania, przemyślenia i refleksji oraz upowszechniania tak wytworzonej wiedzy i umiejętności. Więc staram się z tego obowiązku wywiązać.

Że są różne błędy (np. techniczne w przygotowaniu poniższego filmiku)? Nie bójmy się błędów. Cała nauka opiera się na błędach, nieustannie poprawianych. Błędy można poprawić, a niewykorzystanych prób już nie. Czasu się nie cofnie.

Kiedyś, (20-30 lat temu) przygotowywałem do zajęć, jako pomoce dydaktyczne, foliogramy (potem prezentacje w Power Poicie), kserokopie z różnymi zadaniami czy testami, proste gry symulacyjne. No i oczywiście wyłączcie dla zajęć biologicznych, ekologicznych czy hydrobiologicznych pomoce naukowe (preparaty do obejrzenia, okazy żywe i zakonserwowane na zajęcia, klucze do oznaczania). Te ostatnie pozostały niezmienne, bo biologia jako zjawisko pozostaje taka sama. Zmieniają się natomiast te tradycyjne pomoce dydaktyczne: do zajęć przygotowuję wpisy na blogu (wiadomości dodatkowe), grywalizuję zajęcia, przygotowuję filmiki dla uzupełnienia wykładów, uczę się współpracy w chmurze i wykorzystania internetu (w tym prostych narzędzi mobilnych). Tempo zmian w czasach trzeciej rewolucji technologicznej jest tak duże, że nie nadążam. Ale się nie poddaję. Mam nadzieję że z czasem nabiorę większej wprawy w kręceniu krótkich filmików dydaktycznych i ich technicznej obróbce.

Prawdą jest, że skazani jesteśmy na edukację ustawiczną. I nie ma stanowisk i miejsc pracy od tego obowiązku „chronionych”. Taka to specyfika czasów przełomu… Nie tylko studenci muszę się uczyć. Umiejętność uczenia się jest chyba obecnie kompetencja kluczową.

O innowacyjnych dachówkach, które gadają

jazanioeminnowacyjnociW czwartek 19 marca br. miało miejsce sympatyczne zakończenie stażu w małym przedsiębiorstwie z branży turystycznej. Sympatyczne, bo na zakończenie półrocznego stażu w małym przedsiębiorstwie z woj. warmińsko-mazurskiego otrzymałem statuetkę – anioła innowacyjności (czytaj więcej o innowacji z dachówkami).

Innowacja – pomyśleć inaczej niż wszyscy do tej pory. Niezależnie od technologii innowacja zaczyna się w głowie. Najważniejszym przyrządem do tworzenia innowacji jest ludzki mózg. Słowo innowacja wywodzi się z języka łacińskiego – innovare to tworzenie czegoś nowego. Innowację definiuje się jako proces, polegający na przekształceniu istniejących możliwości w nowe idee i wprowadzenie ich do praktycznego zastosowania. Znaczące jest owo praktyczne zastosowanie, co być może odróżnia innowację od twórczości jako takiej.

Często innowacje utożsamiamy z techniką i nowymi technologiami… Nowinki technologiczne – to i mało było czasu, aby ludzie o różnych zastosowaniach pomyśleli. Łatwo być odkrywcą na nowym lądzie. Ale i na starym kontynencie, od dawna zamieszkanym, można odkryć zupełnie coś nowego. Trzeba tylko wyjść z utartych kolein myślenia. Innowacja rodzi się z nieschematycznego myślenia.

Gadające dachówki to nowe wykorzystanie rzeczy dostępnych, złożenie w nową i oryginalną całość. Jak bukiet z kwiatów zerwanych na łące. Rośliny już tam były – nowa jest kompozycja i przeznaczenie. Stare dachówki, już niepotrzebne, wyrzucone na śmietnik. Ale w swoistym recyklingu kulturowym nabierają nowego znaczenia i nowej wartości. Kolejnym elementem są artyści lokalni (kapitał ludzki istniejący na miejscu). Trzecim elementem były opowieści o bioróżnorodnosći i lokalności, umieszczone na blogu (e-leraningowe, krótkie wykłady – czytaj o edukacji pozaformanej). I w końcu włączenie nowoczesnej technologii QR Kodów, wykorzystanie mobilnego Internetu i powszechnych smartfonów. I jeszcze dwa elementy związane z wiedzą i dostrzeganiem potrzeb. Pierwszy to ekologia człowieka (i etologia): Homo sapiens jest istotą społeczną. Potrzebuje kontaktu, iskania się. Rozmowy nawet o niczym to utrzymywanie więzi i swoistego społecznego iskania się, w czasie którego ręce mogą zajmować się czymś innym. Na przykład malowaniem (dawniej było to wspólne darcie pierza, łuskanie fasoli itd.).

Ludzie chcą się z innymi spotykać.. a współczesny świat wszystko automatyzuje, komputeryzuje. Patrzymy w monitory komputerów tam, gdzie kiedyś załatwialiśmy sprawy z ludźmi. I usługa turystyczna w postaci Gadających Dachówek (bo przecież o cały proces chodzi a nie tylko o finalny produkt w postaci pomalowanej dachówki) wychodzi naprzeciw tym dostrzeżonym potrzebom. Odpowiedź na potrzeby ludzkie i… przemysłu turystycznego, który ma infrastrukturę na Warmii i Mazurach w dużym stopniu niewykorzystaną. Dwa letnie miesiące to trochę za krótko by zarobić na cały rok. Gadające dachówki stwarzają okazję do całorocznego… przeżywania przygód. Innowacja daje unikalną przygodę we współczesnym świecie. Dachówka jest tylko pamiątką tej przygody.

Zamieszczona wyżej fotografia jest autorstwa Zofii Wojciechowskiej. O seminarium i rozdaniu statuetek można dowiedzieć się więcej w materiałach filmowych:

i linki do filmików z dachówkowych warsztatów w Mrągowie i Pluskach:

Gadające dachówki, złoty człowiek i transfer innowacji z uniwersytetu

statuatki_zloty_czlowiekSpotkało mnie miłe i sympatyczne wyróżnienie statuetką Złotego Człowieka, wspólnie z p. Zofią Wojciechowską za projekt Gadających Dachówek (Zobacz relację Gazety Olsztyńskiej). Jest więc okazja by powiedzieć więcej nie tylko o gadających dachówkach.

Gadające Dachówki to innowacja, która powstała w czasie stażu w mikroprzedsiębiorstwie. Pomysł rozwijał się powoli, klucząc krętymi drogami a nabrał kształtów w ramach stażu (numer umowy o staż U.24/CIiTT.SIS2/PN/38/2014), jaki odbywam w małym przedsiębiorstwie. Staż odbywa się w ramach projektu pt. „Regionalny transfer wiedzy z nauki do biznesu – staże i szkolenia praktyczne naukowców w przedsiębiorstwach Warmii i Mazur”, współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego a koordynowanego przez Centrum Innowacji i Transferu Technologii UWM w Olsztynie. Dachówkowa innowacja dotyczy branży turystycznej. Mam nadzieję, że skorzysta z niej małe przedsiębiorstwo z naszego regionu. Duże firmy sobie poradzą – najtrudniej jest mały, także z wdrażaniem innowacji. Innowacje są i dla małych!

Misją uniwersytetu jest wspieranie rozwoju regionalnego. Z innowacji korzystać mogą także małe (nawet mikro) przedsiębiorstwa. Innowacja nie musi oznaczać wielkich fabryk, dużych pieniędzy i mocno skomplikowanych technologii. Małe i duże przewroty najpierw powstają w głowie. Z gadających Dachówek mam nadzieję, że skorzysta branża turystyczna, ale przy okazji, jak podkreśla nominację Gazeta, „to cykl spotkań integrujących społeczność lokalną i pomagających im budować regionalną tożsamość.” Oddziaływania kulturotwórcze to także misja uniwersytetu. Szeroka współpraca z partnerami pozaakademickimi również.

Do nauki trzeba dopłacać a jakie są z tego zysku, korzyści dla społeczeństwa? Nie wszędzie da się postawić kasę fiskalną, więc ten wpływ nie dla każdego i nie od razu jest widoczny. Lata doświadczeń pod różnymi szerokościami geograficznymi wykazały, że warto mieć uniwersytety, w których uczeni obdarzeni są wolnością poszukiwań. Nawet wiedzy dla samej wiedzy. Bo paradoksalnie dobra teoria jest znakomitym wdrożeniem. Tak jak dobra mapa dla podróżnego.

Jak oceniać naukę (efektywność nauki)? Przez publikacje z listy filadelfijskiej i temu podobnymi narzędziami? Ale nie tylko publikowanie w czasopismach zagranicznych z listy IF (bo to działanie globalne i dla społeczności ogólnoświatowej) przesądza o pożytkach z uniwersytetów. Nie tylko o dumę, płynącą z ogólnoświatowego uznania i splendoru, chodzi (bo wtedy traktowali byśmy naukę na równi ze sportem). Można powiedzieć, że publikowanie w obcych językach i niedostępnych czasopismach to marnotrawstwo, to finansowanie nauki dla bogatych krajów, że to drenaż mózgów – bo inni korzystają. Ale to konieczne, by zachować kontakt z nauką światową. To także przepływ wiedzy światowej do lokalnej uczelni. Dobra nauka nie może być wyizolowana, bo wtedy z dużym trudem odkrywa się Amerykę po raz kolejny.

Jednakże obok tego poziomu globalnego potrzebny jest codzienny kontakt z otoczeniem uniwersytetu. Zapatrzeni w splendory ogólnoświatowe nie powinniśmy zapominać o kontakcie (i powinnościach) z „maluczkimi” na prowincji. Nie przypadkiem mój uniwersytet nosi nazwę Wamińsko-Mazurski. Mimo, że transfer wiedzy i innowacji do lokalnego otoczenia nie przekłada się ani na karierę zawodową, stopnie awansu czy prestiż zawodowy, to nie powinniśmy o nim zapominać. Dachówki to przykład zauważonego transferu do społeczności lokalnej (Gazeta Olsztyńska dostrzegła i publicznie innym pokazała). W większości taki przepływ wiedzy nie jest zauważalny we wskaźnikach naukometrycznych. Nie widać w publikacjach liczących się itd. Ale jest. To tylko wierzchołek góry lodowej – znacznie więcej nie dostrzegamy i nie widzimy tych pozytywnych skutków.

Dane wskazują, że tam gdzie uniwersytetu, tam gospodarczo lepiej funkcjonują społeczności lokalne. A więc w naukę warto inwestować i szkoły wyższe dotować, mimo, że pozornie nie widać szybkiego i wyraźnego przełożenia na gospodarkę. Może warto zwiększyć liczbę narzędzi pomiarowych? Ale koszty montowania „liczników pomiarowych” będą zbyt duże, zbyt biurokratycznie obciążające. Zbyt dużo aktywności samych uczonych pójdzie „w sprawozdawczość” (właśnie siedzę w kolejnych „papierach” i raportach”). Wystarczy zaufać… i robić swoje. Biznes też ma korzyści z wspierania nauki, i to nie koniecznie od razu. To tak jak z podlewaniem roślin – nie widać skutków po jednym podlaniu – roślina rośnie wolno i skutki widoczne są dopiero przy systematyczności. Kiedy zbieramy plon, wiemy, że zapracowaliśmy. Ale przecież nie wskażemy jednego konkretnego dnia, który zadecydował, bo np. 4 czerwca podlaliśmy wodą (innym razem sam deszcz glebę zrosił) id. Potrzeba wyobraźni by dostrzec tę zależność. I wiedzy ogólnej.

Czy Gadające Dachówki pomogą w dojrzewaniu lokalnej tożsamości (przekłada się na jakość życia) lub wspierać będą rynek turystyczny (przekłada się na stopę życiową)? Czas pokaże. Nie ta, to inna innowacja wspierać będzie rozwój regionalny. A może wszystkie razem, każda po troszeczku?

(zdjęcie wyżej pochodzi z Gazety Olsztyńskiej, fot. Przemysław Getka)