Europejska Noc Naukowców i bajka o chruściku z Jeziora Czarnego

22042249_10212810275925086_9013861102005371864_oO chruścikach, owadach wodnych z rzędu Trichoptera, opowiadałem już na różne sposoby i w różnych gremiach: w terenie na ćwiczeniach ze studentami, warsztatach bentologicznych, z foliami na rzutniku pisma (konferencje i zajęcia dydaktyczne, teraz już rzutniki pisma wyszły z użycia), z rzutnikiem multimedialnym na konferencjach naukowych, zajęciach dla studentów i wykładach popularnonaukowych dla uczniów, dorosłych i seniorów. Ba, malowałem chruściki na butelkach, kamieniach i dachówkach, tocząc przy okazji odpowiednie rozmowy. A w Europejską Noc Naukowców 2017 (29 września) po raz pierwszy o chruścikach opowiem w formie… bajki kamishibai. Sam namalowałem ilustracje (ciężko było, ale się podszkolę jeszcze). Tu mała dygresja – lekcje plastyki są w szkole przydatne, bo nie wiadomo co się w życiu przyda…

Z kamishibai zadebiutowałem rok temu, też na Nocy Naukowców. Opowiedziałem bajkę o cytrynku latolistku, która powstała we współpracy z ODN Target (Poznań). Potem kilka razy jeszcze występowałem przed dziećmi w różnych miejscach i edukacyjnych okolicznościach. Pokusiłem się także o przygotowanie wykładu dla studentów (było o komunikacji i stylach prezentacji, wykorzystałem myślografię). Niedawno przedstawiłem kamishibai na zajęciach z hydrobiologii dla studentów z Japonii… A teraz będzie premiera z opowieścią o chruściku z Jeziora Czarnego. Siwe włosy a ciągle się uczę. Takie czasy, takie czasy… Nowe formy edukacji i upowszechniania wiedzy są niezbędne bo świat wokół nas się zmienia bardzo szybko. Więc trzeba się uczyć, ćwiczyć, eksperymentować. I dzielić się doświadczeniem ze studentami oraz nauczycielami.

21125542_10212580533501669_6683019017086393624_o

Na Noc Naukowców 2017 przygotowałem z różnymi osobami (lubię współpracować) kilka propozycji. Już od lata można oglądać wystawę dachówek, Molariusz Warmińsko-Mazurski, powstałą w czasie Tygodnia Bibliotek, we współpracy m.in. ze studentami kierunku dziedzictwo kulturowe i przyrodnicze. Na bazie tych dachówek powstała gra edukacyjna, w której można zauczestniczyć w godzinach 16.00 do 20.00 (Tajemnica Moli Książkowych z Uniwersyteckiej Biblioteki).

O 16:30 będzie premiera bajki kamishibai pt. „O chruściku z Jeziora Czarnego”). Ponownie bajki tej można będzie wysłuchać o godz. 19.00.

W godzinach 17:00-19:00 – odbywać się będą warsztaty konstrukcyjne „zrób sobie chruścika” – szycie i klejenie maskotek w kształcie chruścików, które poprowadzi pedagog i pisarka Anna Mikita. Można będzie także oglądać prawdziwe chruściki pod powiększeniem oraz na tablecie obejrzeć filmy o chruścikach.

Natomiast o godzinie 20.00 pojawią się … Wiedźmy i czarownice w laboratorium.

Zapraszam zatem na wspólne (rodzinne) poznawanie przyrody i robienie zabawek z byle czego oraz dyskusje o edukacji (i o chruścikach). Porozmawiajmy o przykładach wspólnych zabaw, nauczeństwa i edukacji pozaformalnej w przestrzeni publicznej. Jak blisko domu obserwować przyrodę i jak z niczego można zrobić zabawkę edukacyjną oraz tworzyć opowieści o przyrodzie (wykorzystując mobilny internet).

Chruściki to owady wodne (a ściślej amfibiotyczne), które w stadium larwalnym żyją w środowisku wodnym a dorosłe żyją na lądzie i prowadzą zazwyczaj nocny tryb życia. Larwy budują przenośne domki lub sieci łowne i norki. Są łatwe w obserwowaniu i występują wszędzie tam, gdzie są sprzyjające warunki (siedlisko wodne) – spotkać je można w całym kraju. Domki budują z przędzy jedwabnej, patyczków, części roślin, a także ze złota i drogich kamieni.

Jakie chruściki żyją w Jeziorze Czarnym? Do tej pory udało się ustalić, że w Jeziorze Czarnym w Olsztynie występują: Leptocerus tineiformis, Triaenodes bicolor, Ylodes simulans, Mystacides longicornis, Athripsodes aterrimus, Oecetis furva, Agraylea multipunctata, Limnephilus flavicornis (ten jest bohaterem bajki edukacyjnej), Limnephius politus, Limnephilsu extricatus, L. lunatus, L. rhombicus , Nepmotaulius punctatolineatus, Glyphotaelius pellucidus, Anabolia laevis, Oxyethira sp., Agraylea multipunctata, Orthotrichia sp., Cyrnus crenaticornis, Holocentropus picicornis, Agrypnia varia, Agrypia picta (oznaczenie niepewne), Phryganea grandis.

Czytaj więcej:

Ile chruścików widać na załączonym zdjęciu? Dygresja o biologii i ekologii.

policzone_chrusciki

Przeciętny oglądacz i spacerowicz nie zobaczy żadnego chruścika na powyższym zdjęciu. Znakomicie zlewają się z tłem. Jest to więc drobna uwaga do pytania, po co są chruścikom domki. Wprawne oko (czyli ukierunkowana uwaga poznawcza, z wcześniejszą wprawą w rozpoznawaniu i wyszukiwaniu chruścików) dostrzeże pojedyncze, małe domki chruścików. Dostrzegamy to, czego się spodziewamy, oczekujemy i co już znamy. Przy powiększeniu zdjęcia na komputerze doszukałem się 11 piaskowych domków chruścików (zaznaczone czerwonymi kółkami). Znając siedlisko i przyglądając się im w terenie mogę napisać, że są to młode larwy Potamophylax nigriconirs. Były także larwy Sericostoma sp. Ale ich akurat na zdjęciu nie widać.

Zdjęcie wykonane zostało w połowie września w rozległym źródlisku Puszczy Knyszyńskiej, w rezerwacie Budzisk. Obfitość chruścików była duża. Nastaje jesienny czas, liście opadają do wody, pojawia się duża baza pokarmowa. Cykl życiowych omawianych chruścików (rozdrabniacze, detrytusożercy) dostosowany jest do sezonowego pojawiania się pokarmu (zimowe wielkie żarcie). Ale te wodne owady nie żywią się samą celulozą. Zjadają porastające liście bakterie i grzyby, stanowiące wartościowe źródło azotu (białka).

Zjadać i nie być zjedzonym. W dużym stopniu domki chruścików pełnią funkcję kamuflażu. Co dobrze widać na zdjęcia (przez to że nie widać). Trudno odróżnić chruścika od tła, więc jest dla potencjalnych drapieżników niewidoczny lub trudno widoczny. Liść został odwrócony, zatem widoczne na liściu larwy były pierwotnie od spodu, zupełnie niewidoczne. Ale być może wyspecjalizowany drapieżnik (albo wyćwiczony trichopterolog lub bentosiarz) być może łatwiej dostrzega swoje ofiary. Po prostu specjalizacja.

Ile jest wszystkich chruścików na powierzchni helokrenu (helokren to typ źródła), widocznej na zdjęciu? Zapewne dużo więcej niż uda się dostrzec na zdjęciu. Trzeba by było podnieść i przejrzeć wszystkie liście, jak i być może poszukać larw zagrzebanych w piasku. Jednym słowem trzeba byłoby pobrać próbę czerpakiem hydrobiologicznym i przebrać na białej kuwecie (tacce) – wtedy wszystkie bezkręgowce są łatwiej zauważalne. Łatwiej także zauważyć je wtedy, gdy się poruszają. Zatem przebieranie przyżyciowe jest efektywniejsze. Wymaga czasu i cierpliwości. Mniejsze osobniki widoczne będą dopiero pod powiększeniem (oglądane w pracowni pod lupą stereoskopową).

Larwy chruścików na białej kuwecie będą lepiej widoczne… bo wyjęte są z ich środowiskowego kontekstu. Przez wiele stuleci zoologia miała taki charakter: zwierzęta przedstawiane były w oderwaniu od ich ekologicznego kontekstu: atlasy zwierząt z cechami budowy. Przegląd systematyczny, skupiony na budowie zewnętrznej i wewnętrznej. Różnorodność może zadziwiać. Ale organizm (gatunek) funkcjonuje w konkretnym środowisku. Jest do niego przystosowany. Ów ekologiczny kontekst pozwala wiele zrozumieć z budowy analizowanego organizmu.

Intelektualne dostrzeżenie organizmu w jego środowisku, czyli analizowanie budowy i funkcji w kontekście środowiska, w którym dany gatunek żyje, pozwoliło wiele zawiłości zrozumieć. Tak, jak chociażby funkcję domku u larw chruścików. Jest jeszcze drugi kontekst – ewolucyjny. To dostrzeżenie organizmu w kontekście i środowiska i relacji z innymi gatunkami oraz w kontekście czasu. Ekologia i ewolucja porządkują nam ogromną różnorodność biologiczną, zaprowadzają porządek i pozwalają dostrzec wiele prawidłowości. Pozwalają zrozumieć pozorny chaos i niepowtarzalność.

Potrzebne są dwa równoczesne podejścia: analizowanie części jak i analizowanie całości (czyli kontekstu owej części). Zatem analityczne podejście do organizmu jak i syntetyczne, całościowe analizowanie w naturalnym środowisku (kontekst ekologiczny i ewolucyjny). Dobra teoria pozwoli zobaczyć to, czego nawet nie widać. Na przykład ślady obecności organizmów, których nie widać na zdjęciu (bo były tu wcześniej a teraz są nieco dalej). Lub ślady obecności mikroskopijnych bakterii i grzybów.

Niebawem nowy rok akademicki. Razem ze studentami rozpocznę kolejną przygodę detektywistyczną – uczenie się dostrzegania w otaczającym nas świecie różnych organizmów i dostrzegania ich przyrodniczego sensu. Zatem i część i całość. Z racji mojej specjalności będą to organizmy wodne, ze szczególnym uwzględnieniem chruścików. Na przykładzie jednej części opowiedzieć można o całym świecie. Tak jak z ziarna piasku można wywnioskować o całej pustyni.

A opowieści przyrodnicze mogą być okazją do… opowiadania o człowieku. Jeśli nie wprost, to przez subtelne analogie. Liczę więc, że bloga odwiedzać będą także i humaniści.

O chruściku z Jeziora Czarnego. Edukacyjne i przyrodnicze opowieści dla całej rodziny.

chruscik_edukacyjny1Zbliża się Europejska Noc Naukowców. Na tę okazję, wspólnie z pedagogiem i pisarką Anną Mikitą, przygotowałem coś specjalnego, odnoszącego się do chruścików. Wszystko zaczęło się nad olsztyńskim Jeziorem Czarnym, które nieco wylało i podtopiło pobliskie ławeczki. Tak narodziła się opowieść o chruściku, Bagieńcu z Jeziora Czarnego. Pomysł wykrystalizował się w czasie Tygodnia Bibliotek, gdy malowaliśmy mole książkowe na starych dachówkach w Bibliotece Uniwersyteckiej.

29 września 2017 r., po południu zapraszamy na wspólne (rodzinne) poznawanie przyrody i robienie zabawek z byle czego. W przyrodzie nie ma rzeczy niepotrzebnych. Wszystko się przyda. I z tych pozornie niepotrzebnych rzeczy można będzie sobie zrobić zabawkę – larwę chruścika z domkiem. Zabawka ze wszech miar edukacyjna. Nie dość, że przedstawia niezwykłego owada wodnego (takich zabawek nie znajdziecie w sklepie) , to jeszcze wykonana będzie z rzeczy recyklingowych. Pełna edukacja przyrodnicza i ekologiczna i to w formie zabawy.

Będzie także okazja do obserwacji żywych chruścików w akwarium oraz oglądania krótkich filmików z życiem chruścików. Do tego można będzie posłuchać bajki, nawiązującej do starej, japońskiej sztuki kamishibai (teatru ilustracji), o życiu chruścików i innych owadów. Będzie okazja zdobyć autograf pisarki Anny Mikity (warto zabrać ze sobą jedną z jej książek, np. „Bajki w zielonych sukienkach”). A późnym wieczorem pojawią się także Wiedźmuchy – mały akcent etnograficzny i estradowy. Ciekawe, czy przyniosą słynną już maść czarownic do latania rodem z Wimlanii?

Europejska Noc Naukowców to zabawa z głębokim edukacyjnym przesłaniem. Przykład wspólnych zabaw, nauczeństwa i edukacji pozaformalnej w przestrzeni publicznej. Pokażemy jak blisko domu obserwować przyrodę i jak z niczego można zrobić zabawkę edukacyjną oraz tworzyć opowieści o przyrodzie (wykorzystując mobilny internet). Trochę nowoczesności także będzie.

Chruściki to owady, które w stadium larwalnym żyją w wodzie a dorosłe żyją na lądzie i prowadzą nocny tryb życia. Larwy budują przenośne domki lub sieci łowne. Są łatwe w obserwowaniu i występują wszędzie. Domki budują z przędzy jedwabnej, patyczków, części roślin, a także ze złota i drogich kamieni.

Zatem przybywajcie, duzi i mali.

Wystawa na płocie czyli w obronie Puszczy Białowieskiej

W Puszczy Białowieskiej bywałem wielokrotnie. Przeważnie w sprawach naukowych. Raz tylko wypoczynkowo. To unikalne i wyjątkowe laboratorium przyrody, w którym poznajemy tajemnice świata. A jeśli do kogoś wiedza jako wartość  nie przemawia, to warto zwrócić uwagę, że jest magnesem turystycznym, przynoszącym realne pieniądze ludności miejscowej jak i Polsce. Czy próbuje ktoś rozebrać Wawel by wykorzystać kamień i cegły do budowy innych budynków?

Nie mogłem pojechać teraz do Białowieży, by przyłączyć się do spacerowej manifestacji. Ale pojechała moja wystawa. Plansze ze zdjęciami, krótkimi opisami oraz qr kodami, odsyłającymi do dłuższych tekstów przyrodniczych, powstały jako innowacyjna wystawa na Olsztyńskie Dni Nauki i Sztuki oraz Europejską Noc Naukowców. Była (i jest) formą upowszechniania nauki, łączeniem tradycyjnych form przekazu z mobilnym internetem. Ale już po swojej premierze nie leżała zakurzona na strychu. Pokazana była także w czasie Nocy Biologów, była w bibliotece Planecie 11 a teraz jest w Puszczy Białowieskiej. Na obozie obrońców polskiej przyrody. Wiedza niemalże trafiła pod strzechy i służy dobrej sprawie społecznej.

Puszcza Białowieska jest unikatem na skalę międzynarodową, a na pewno europejską. Jest naszym skarbem narodowym. Jest ostatnim fragmentem w miarę pierwotnej puszczy na nizinach. Innych, rezerwowych nie mamy, nie tylko w Polsce ale i Europie. Jak ulegnie zniszczeniu, to będzie to strata nieodwracalna. Tego się nie na naprawić… Podobnie ze zniszczoną Ziemią (nie mamy zapasowej).

Jest europejskim laboratorium, w którym uczymy się jak rozsądnie gospodarować w lasach, także gospodarczych. Jest swoistym, ekologicznym „wzorcem z Sevres” a jednocześnie „magazynem gatunków” (bankiem bioróżnorodności). Miałem przyjemność nie tylko odwiedzać Puszczę ale i prowadzić tam badania nad chruścikami. Stosunkowo pierwotny krajobraz powoduje, że ekosystemy wodne wraz z żyjącymi tam gatunkami (np. chruścikami) są dobrym punktem odniesienia do badania zmian antropogenicznych w wodach śródlądowych nizinnej części Europy. W Puszczy Białowieskiej żyje wiele unikalnych gatunków zwierząt, roślin i grzybów, niektóre gatunki spotkać można tylko tu. Te gatunki mogą nam „się przydać”, zarówno w przemyśle farmaceutycznym, medycynie jak i szeroko pojętej gospodarce XXI w. Z tych właśnie powodów w wielu miejscach świata chroni się bioróżnorodność (różnorodność na poziomie genetycznym, gatunkowych oraz ekosystemowym).

Wszystkie plansze z tej wystawy można obejrzeć tu: Puszcza Białowieska – dziedzictwo przyrodnicze i kulturowe Europy. 

 

Kilka innych tekstów o Puszczy Białowieskiej można przeczytać m.in. tu:

O chruściku z Jeziora Czarnego i molu książkowym – gatunek nowy dla nauki

bagieniec_mol_ksiazkowy_2

Wcześniej pisałem o pochodzeniu chochlika (linki na końcu tekstu), wskazując na ewolucyjne pochodzenie od chruścików (Trichoptera). A teraz, przygotowując się do pierwszego Warmińsko-Mazurskiego Molariusza wpadłem na ślad mola książkowego. Dokładniej to odszukała go Anna Mikita, nad Jeziorem Czarnym, kilka osobników siedziało na ławeczce i czytało coś (zobaczysz te chruściki-mole książkowe, gdy dokładniej wpatrzysz się w zdjęcie, zamieszczone obok). Budowa domku i siedlisko wskazuje na bagiennika żółtorogiego (Limnephilus flavicornis). Niżej jest zdjęcie rekonstrukcji, wykonanej także przez Annę Mikitę. Tak, jak go zapamiętała w czasie niespodziewanego spotkania na ławeczce, w parku nad Jeziorem Czarnym w Olsztynie.

Więcej o filogenezie i ekologii tegoż mola książkowego, wywodzącego się z rzędu chruścików będzie w czasie malowania dachówek na dachu biblioteki (12 maja 2017 Biblioteki inspirują czyli Molariusz Warmińsko-Mazurski).

Mól to owad, co do tego nie ma większych wątpliwości. Na to datek to owad z rzędu motyli (Lepidoptera) a te są bliskimi kuzynami chruścików. Wspólnie z motylami chruściki należą do odzianoskrzydłych (Amphiesmenoptera) jedna mają łuseczki na skrzydłach (Lepidoptera) inne włoski (Trichoptera), stąd włoskoskrzydłe i łuskoskrzydłe. Niedawno odkrytym jest rząd Tarachoptera, spokrewniony z chruścikami i motylami. To oczywiście inna opowieść (niebawem napiszę).

Chruściki są spokrewnione z motylami, mól to motyl, nocny czyli ćma (o pochodzeniu słowa ćma czytaj tu: Napójka łąkowa czyli ciemna strona warmińskiego Wójtowa). Nie powinno więc dziwić odnalezienie nowego gatunku moli książkowych pośród owadów, wywodzących się z chruścików.

Wróćmy to moli co są motylami. Najbardziej z molami książkowymi związane są te z rodziny molowatych (Tineidae)., liczacej łącznie około. 3 tys. gatunków. Najbardziej znane są dwa gatunki: mól kożusznik, mól futrzany (Tinea pellionella) – larwy żerują na futrach, materiałach wełnianych i w pierzu, oraz mól ubraniowy czyli mól włosienniczek (Tineola bisselliella), uważany za szkodnika, niszczącego ubrania. Jego gąsienice żyją w rurkowatych osłonkach, które składają się z resztek pożywienia i wydzieliny gruczołów przędnych *w czym bardzo przypominają larwy chruścików, budujące domki). Żywią się tkaninami wełnianymi i wyrobami futrzarskimi. Pokarmem innych molowatych są także grzyby i nasiona. Są i takie, co plastik jedzą i są nadzieja na zaradzeniu zaśmiecenia świata torebkami foliowymi.

Mole książkowe są detrytusożerne jak nic, w symbiozie z bakteriami i grzybami trawią nie tylko celulozę ale i inne niestrawialne dla zwierząt produkty organiczne (i nie tylko) – potrzebują tylko wilgoci. Z nich to wywodzi się mól książkowy bagieniec (bagiennik) żółtorogi. Lektura wciąga jak bagno (znaczy dobra literatura a nie jakieś hejtowe zapaskudzanie papieru i internetu). A żółotorogi? Bo ma brzydką manierę zaginania kartek w książkach. Preferuje stare i pożółkłe, stąd te zagięte rogi są żółte. Wszystko więc jasne – bagieniec żółtorogi z Jeziora Czarnego jest kolejnym gatunkiem mola książkowego z tworzącego się Warmińsko-mazurskiego Molariusza.

Przyłapane zostały na ławeczce, nad Jeziorem Czarnym. Preferują literaturę szuwarowo-bagienną i hydrobiologiczną, marynistyczną kiepsko trawią, ale sięgają w chwilach głodu. Ponoć gatunek ten przedkłada literaturę faktu nad literaturę fikcji. Ale to nie jest pewne. Lubią czytać w przestrzeni publicznej. W parkach, nad wodą, na ławeczce, na kocyku. Widywany także w bibliotekach, zwłaszcza w czasie deszczu. To nawiązanie do zwyczajów dziko żyjących przodków. Chruściki dorosłe latają (są aktywne) także w czasie deszczu (dlatego korzystają z nich, jako bazy pokarmowej, nietoperze w czasie deszczowej aury).

Wyjątkowy i nowo odkryty gatunek mola książkowego. Więcej na jego temat można będzie posłuchać w trakcie malowania dachówek, w piątek 12 maja 2017. A wstępna rekonstrukcja na fotografii niżej:

bagieniec_mol_ksiazkowy_1

Tymczasem polecam lekturę o chochliku:

ps. niniejszy tekst przeznaczony jest jedynie dla ludzi inteligentnych i z poczuciem humoru. Innym może zaszkodzić (skutki uboczne trudne do przewidzenia).

Powstał pierwszy, pełnometrażowy film o chruścikach

17884460_1355115637868602_1141244278273557648_nPrzed chwilą obejrzałem przedpremierowo (i roboczo) pierwszy polski film o chruścikach. Nosi tytuł „Żywot chruścika / Life of the Caddis”. Pierwszy, publiczny pokaz odbędzie się w Sandomierzu w końcu kwietnia, w czasie Festiwalu Filmów Niezwykłych, następny odbędzie się na Węgrzech w Gödöllő, w czasie Festiwalu Filmów Przyrodniczych, a w czerwcu – w Łodzi na Międzynarodowym Festiwal Filmów Przyrodniczych im. Wł. Puchalskiego.

Będę zabiegał by film pokazać także w Olsztynie, np. w czasie Dnia Chruścika (jak co roku 11 grudnia).

„Tytułowy chruścik, spokrewniony z motylami, wydaje się pospolity i dobrze znany. Tymczasem jest on fenomenem ewolucyjnym, jednym z najbardziej niezwykłych stworzeń na Ziemi – wyróżnia go genetyczny zapis poszerzenia organizmu o domek. Żyje w rzekach, rozlewiskach, strumieniach. Jest naturalnym czujnikiem czystości ich wód. Wrażliwa kamera stopniowo odsłania niedostrzegalne na co dzień, kruche piękno świata chruścików. Ten film to przynosząca ukojenie podróż w głąb natury, ku misterium życia.”

źródło: fanpage dotyczący filmu: https://www.facebook.com/zywot.chruscika/

W 2013 roku powstał inny film ,,Dzień chruścika”, w ramach serii ,,Dzika Polska. Wpłyń na wodę”! Można go wyszukać i obejrzeć w sieci.

Research Gate – naukowcy też mają swojego Facebooka

Research Gate – taki Facebook naukowców, działa już długo, ale ja rzadko tam zaglądam. Po prostu brakuje czasu i odpowiednich umiejętności. Nie starcza mojej umiejętności przestawienia stylu pracy, z tradycyjnej i papierowej na w pełni cyfrową. Mam jeszcze mocno analogowe przyzwyczajenia. Być może młodym będzie łatwiej. 

W każdym razie RG o mnie pamięta. Dzisiaj dostałem powiadomienie na skrzynkę mailową, że pojawiło się nowe podziękowanie w jakieś publikacji. No to z ciekawości zajrzałem jaka to publikacja i o co chodzi. Rzecz dotyczyła ważek (Odonata) Rumunii. Tak przypomniałem sobie letnią wyprawę do Rumunii przez Ukrainę. Było to 10 lat temu.

Rumunia w tym czasie należała do słabo zinwentaryzowanych ważkowo krajów europejskich. Aby tę białą plamę nieco wypełnić zorganizowane zostały europejskie warsztaty ważkowe własnie w Rumunii. Przyjechało kilkudziesięciu zawodowych i amatorskich badaczy z całej Europy. Dobry przykład dla ilustracji, że nauka ma charakter zespołowy i kumulatywny.

Nasz mały, polski zespół jechał samochodem przez Odessę. Zabraliśmy na Ukrainie koleżankę odonatolożkę (Elena wcześniej była u mnie na stażu). Miałem okazję poznać to urokliwe, piękne i wielokulturowe miasto. Potem wielokrotnie chciałem się wybrać na Ukrainę, do Odessy. Ale sytuacja międzynarodowa stała się mało sprzyjająca. Pozostaną wspomnienia i plany na przyszłość.

 

Zobaczyliśmy także kawałek Mołdawii i duży fragment Rumunii. Szukaliśmy oczywiście ważek (Odonata), w tym Cordulegaster heros. Ja oczywiście dodatkowo poszukiwałem chruścików. Podziwiałem krajobrazy dla mnie egzotyczne. Przepiękna wyprawa przyrodnicza i kulturowa. Na pewno podróże przyrodniczo kształcą. Można zobaczyć zupełnie inne ekosystemy i sytuacje przyrodcznicze.

Dawno o tej wyprawie zapomniałem. A teraz ukazała się publikacja i podziękowania odonatologiczne. Sięgnąłem po analogowy album ze zdjęciami Bogusława Daraża. Co prawda miałem aparat cyfrowy ale karta pamięci była mała i niewiele zdjęć zrobiłem. To były inne czasy. 10 lat to niby w życiu człowieka niewiele, ale w technologii to cała epoka.

Kiedyś podziękowanie (dokumentujące wkład pracy) czy cytowanie własnej pracy znaleźć można było przypadkiem, przeglądając czasopisma lub książki w bibliotece. Teraz, gdy wiele zasobów jest w formie cyfrowej, sam komputer wyszuka w odpowiedniej bazie danych. Niby jest łatwiej. Ale tego nowego świata trzeba się nauczyć. 

No więc uczę się, razem ze studentami. Takie to nauczeństwo epoki trzeciej rewolucji technologicznej… A co się jednego nauczę jako tako, to zaraz pojawia się jakaś nowinka. I trzeba uczyć się ponownie…. Umiejętność szybkiego uczenia się pozostaje kluczowa kompetencja w XXI wieku.

 

Komiks edukacyjny z Cecylią i chruścikiem

chruscikcalyEdukacja przyrodnicza  z wykorzystaniem komiksów i bajek bywa różna. Najczęściej w warstwie merytorycznej (naukowej) z licznymi uproszczeniami i błędami, Czasem z informacji mocno przestarzałymi czy infantylnymi. Wszystko dlatego, że przyrodnicy nie potrafią rysować a artyści mają braki w wiedzy przyrodniczej. Potrzebna albo dobra współpraca albo wszechstronne wykształcenie.

Pod koniec 2016 roku ukazał się bardzo dobry komiks edukacyjny o życiu ważek. Bohaterem jest ważka Ophiogomphus cecylia. W komiksie występuje pod imieniem Cecylia. Dobrze oddaje nazwę łacińską a jednocześnie jest przyjazna dla przeciętnego oglądacza komiksów. Dużo szczegółów z biologii ważek i życia bezkręgowców, z odrobiną dowcipu. ładne artystycznie rysunku a jednocześnie poprawne merytorycznie. Z dużą przyjemnością przejrzałem i polecam. Mam nadzieję że tego typu opracowań, przybliżających życie bezkręgowców będzie więcej.

Komiks wydało Muzeum Śląska Opolskiego w Opolu w ramach projektu unijnego „Inwentaryzacje przyrodnicze kluczem do edukacji ekologicznej i ochrony bioróżnorodności w województwie opolskim”. Autorami scenariusza są: Michał Wolny i Piotra Zabłocki, rysunki wykonał Sławomir Kiełbus.

We wspomnianym komiksie znalazłem także  chruścika. Wygląda na larwę z rodziny Limnephilidae, ewentualnie może to być Odontocerum albicorne. Aktor trzeciego planu. Ale może ktoś kiedyś napisze bajkę o chruściku albo narysuje komiks edukacyjny. ładny i poprawny merytorycznie. Wiedza przyrodnicza przydaje się każdemu. Nie tylko do celów wydawniczych i kulturowych, ale także i dla jakości naszego życia… na co dzień. Co możemy zobaczyć za oknami, ze smogiem w mieście, zdewastowaną zielenią miejską i śmieciami w lesie…

img023

chruscik1

Celinka i Dzień Chruścika

celinka_chrucikListonosz mi przypomniał o Dniu Chruścika. A w zasadzie celinka. Nie jakaś tak mała Celina a celinka z chruścikiem. Celinka to poszewka na poduszkę. Ale to nie byle jaka tam poszewka (czytaj więcej: Najdłuższy maraton szycia celinek dla chłopców i dziewczynekSzyjemy celinki dla chłopca i dziewczynki). Dzieło mojej koleżanki, która w sekrecie uszyła, a listonosz przyniósł. Zaskoczenie było duże. Bo to pierwszy na świecie celinkowy chruściki. Polska może poszczycić się pierwszym na świecie znaczkiem pocztowym z chruścikiem (Trichoptera), To teraz będzie się szczyciła niezwykłą poszewką. A w zasadzie ja, bo u mnie na fotelu dzielnie spoczywa.

Przyglądam się i zastanawiam się z jakiej rodziny to jest larwa. Najpewniej z Limnephilidae. Ale możliwe że i z Lepidostomatidae lub Brachycentridae. Muszę się jej dokładnie przyjrzeć i starannie przeanalizować. W sam raz rozważania na Dzień Chruścika (też wymyślony w Polsce, a konkretnie to w Olsztynie).W każdym razie nowy dla nauki gatunek. Nazwę go Kaemka celinkai.

Dzień Chruścika obchodzony jest 11 grudnia już od 2002 roku. Ostatnio trochę o nim zapomniałem. Ale celinka dowodzi, że święto się przyjęło i żyje własnym, zaskakującym życiem. W ubiegłych latach organizowaliśmy seminaria naukowe lub popularnonaukowe, czasem z udziałem gości zagranicznych. Spotykaliśmy się także w kawiarni by dyskutować o nauce, chruścikach i o życiu akademickim (w tym poczuciu humoru wśród naukowców). Wydawaliśmy newsletter Trichopteron.

Skoro chruścik o sobie przypomniał, to może warto powrócić do dawnej tradycji… w tym świętowania Dnia Chruścika.

celinkanafotelu

Jaka jest korzyść z wyższego wykształcenia?

miejsce_pracyOd dłuższego czasu w różnych gremiach słyszę narzekanie na zbyt powszechne kształcenie wyższe. Że za dużo jest magistrów. Czasem słychać też postulat ograniczenia kształcenia uniwersyteckiego, bo „po co nam tylu magistrów?”. Moim zdaniem, bardzo subiektywnym bo nie popartym badaniami socjologicznymi, przyczyną tego narzekania jest niedostrzeżenie głębokich zmian cywilizacyjnych i społecznych (nie zauważyliśmy trzeciej rewolucji technologicznej, która właśnie wokół nas się dzieje). Nie uważam, że mamy za dużo wykształconych osób. Sądzę że powszechność kształcenia na poziomie wyższym jest cechą rozwiniętych społeczeństw. Zmieniła się jednocześnie rola dyplomów szkół wyższych. Kiedyś były one wyznacznikiem przynależności do elit. Dziś już nie. I nie widzę w tym nic złego. Już wyjaśniam dlaczego.

Jest oczywiście ważne pytanie: po co kształcić na poziomie wyższym? Czy edukacja uniwersytecka jest zawodowa czy kulturotwórcza? W jakimś sensie jest zawodowa, ale tylko w takim, że daje ogólne horyzonty, uczy krytycznego myślenia, pozwala na rozwój osobowości i uczy uczyć się w zmieniającym się otoczeniu.

Dyplom magistra czy inżyniera nie jest już wyznacznikiem elit. Egalitarność (i powszechność) jest w sprzeczności z elitarnością. Tylko że współczesna gospodarka oparta na wiedzy potrzebuje ludzi wykształconych. Tak jak kiedyś wprowadzenie powszechnej edukacji na poziomie elementarnym (szkoły podstawowe) umożliwiło rozwój społeczny w czasie drugiej rewolucji technologicznej, tak teraz powszechność kształcenia wyższego umożliwia rozwój gospodarczy w dobie trzeciej rewolucji technologicznej. W dawnych wiekach, w starożytności czy średniowieczu, umiejętność czytania i pisania była elitarna. Mało kto potrafił. Ale już w wieku XIX i XX ta umiejętność stała się powszechna. Umiejętność czytania i pisania nie czyniła z człowieka elity a umożliwiała uczestnictwo w społeczeństwie przemysłowym. Robotnik mógł przeczytać instrukcję obsługi maszyny itd. Chłop pańszczyźniany mógł być analfabetą – robotnik w fabryce już raczej nie.

Przed II wojną światową w Polsce był niewielki odsetek maturzystów i młodzieży studiującej. Większość z nich pochodziła z klas wyższych. Oba te czynniki sprawiały, że wszyscy absolwenci uniwersytetów teoretycznie mogli się nawet znać osobiście. Bo było ich niewielu, prawdziwa elita. Dyplom uniwersytecki dawał możliwość awansu społecznego i był to przepustką do elity. To silna motywacja do nauki. W społecznej świadomości takie wyobrażenie zostało jeszcze długo. Dla mojego pokolenia wykształcenie wyższe stanowiło awans społeczny i zawodowy. Najczęściej dawało szansę na stanowisko kierownicze (niezależnie od kierunku studiów). Magister to był ktoś. A teraz? Gdy blisko 40-50% młodych ludzi studiuje? Żaden awans społeczny. W świadomości pozostało jeszcze oczekiwanie awansu… mocno rozmijające się z realiami. W nie tylko polskiej rzeczywistości odczuwamy „nadmiar” osób z wyższym wykształceniem. Jedną z przyczyn narzekania na zbytnią powszechność kształcenia uniwersyteckiego jest moim zdaniem owo mniemanie o awansie i przynależności do elit (to se ne wrati). Z definicji elita jest nieliczna. Rodzi się więc pokusa ograniczenia liczby miejsc na uniwersytetach, pod pretekstem np., podnoszenia jakości kształcenia.

Za moich czasów było znacznie mniej miejsc na studiach niż liczba chętnych. Odczuliśmy to w latach 90. XX wieku, gdy bramy szkół wyższych otworzyły się na masowe studia zaoczne. Wtedy ta „pożyczka” peerelowska płaciła za swoje studia, znacząco wspomagając finansowo rozwój szkół wyższych. Teraz studentów zaocznych jest niewielu, śladowe ilości. Po prostu nie ma zaległości edukacyjnych w polskim społeczeństwie.

Po co nam tylu magistrów, licencjatów i inżynierów? Podam dwa przykłady długofalowych zysków społecznych.

W Polsce odnotowaliśmy niewątpliwy sukces uczniów (edukacji młodzieży), co widać w testach i sprawdzianach kompetencji, tych międzynarodowych i tych krajowych (wykres wyżej, z zasobów internetowych). Z dalekiego miejsca poniżej średniej np. w przedmiotach przyrodniczych, wywindowaliśmy się do światowej czołówki wśród krajów rozwiniętych. Jest kilka przyczyn tego sukcesu. Jedną z nich jest reforma edukacji i wprowadzenie gimnazjów (m.in. wydłużenie kształcenie ogólnego i wyrównanie szans w środowiskach wiejskich i małomiasteczkowych). Wyraźny postęp, zwłaszcza wśród tych najsłabszych. To nie tylko gimnazja ale i jakość kadr są autorami polskiego sukcesu edukacyjnego. Drugą bardzo istotną przyczyną jest wzrost wykształcenia kadry nauczycielskiej. Wzrost jakości edukacji to efekt umasowienia (upowszechnienia) wyższego kształcenia. Nauczyciele są dużo lepiej wykształceni i na dodatek potrafią się uczyć. W roku 1988 (mniej więcej w tym czasie opuściłem mury Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Olsztynie) zaledwie nieco ponad 18 % nauczycieli miało wykształcenie wyższe. W 1992 r. co ósmy nie miał kierunkowego wykształcenia (dotyczyło głównie języka polskiego, matematyki i języków obcych). W 2016 roku aż 99 % nauczycieli czynnych to osoby z wyższym wykształceniem, a 90 % stale się doskonali (studia na drugim kierunku, studia podyplomowe, kursy, szkolenia).

Trudno nazwać nauczycieli elitą, zarówno ze względu na niewysokie pensje jak raczej niski prestiż społeczny. Jak pisze Justyna Suchecka w artykule „Obyś cudze dzieci uczył za dwa tysiące na rękę” (Gazeta Wyborcza, 18-20 listopada 2016) przeciętny nauczyciel dziennie pracuje 9.5 h, 47 h tygodniowo. To oczywiście średnia. Zwykli pracownicy… gospodarki opartej na wiedzy. Zresztą nigdy zawód nauczyciela nie cieszył się zbytnim szacunkiem, uznaniem finansowym czy prestiżem. Wykształcenie wyższe nie czyni więc elitą. Ale jak na tym przykładzie widać przynosi bardzo dobre efekty społeczne. Wszyscy na tym korzystamy. Nie o kreowanie elit chodzi we współczesnym kształceniu uniwersyteckim.

Przykład drugi. Od co najmniej kilku-kilkunastu lat widać znaczące ożywienie w środowiskach wiejskich. Wsie wypiękniały i się zaktywizowały. I nie tylko za sprawą wsparcia finansowego z Unii Europejskiej. Znacznie ważniejszy jest czynnik ludzki. Z moich obserwacji wynika (nie są to jednak usystematyzowane badania), że najwięcej ożywczego i prorozwojowego „fermentu” wnoszą ludzie wykształceni na poziomie wyższym, często dopiero w ostatnich latach osiadający na wsiach. Po drugie, znacznie aktywniejsze są kobiety. Na wsi z dyplomem uczelni wyższej nie jest już tylko ksiądz i nauczyciel. To właśnie środowiska defaworyzowane, w tym przypadku wiejskie, są widocznym beneficjentem wykształcenia wyższego. Ewidentny zysk społeczny i gospodarczy.

Czy w imię elitarności kształcenia uniwersyteckiego mamy ograniczać liczbę miejsc na studiach? Rezygnując z widocznych efektów społecznych i gospodarczych? Hydraulik i sprzątaczka też może mieć wykształcenie wyższe i dyskutować o filozofii, obserwować ptaki i ważki (nie zapominając o chruścikach), uczestnicząc w inwentaryzacji bioróżnorodności. I jak mielibyśmy ograniczać liczbę miejsc na uniwersytetach? Stawiając zaporę finansową? Studia tylko dla bogatych? Albo przyjąć kryterium pochodzenia społecznego? I co z tą młodzieżą, która teraz jest na studiach? Ma szlifować bruki i stać na wiejskim przystanku lub pod sklepem? Tylko w imię zaspokojenia dawnych wyobrażeń o elitarności?

Dzięki technologii (praca maszyn i komputeryzacja) nie musimy jako społeczeństwo tyle pracować co nasi przodkowie. Szersze horyzonty, samorozwój, poszukiwanie celu i sensu życia, wykształcenie ogólne i umożliwienie udziału w kulturze powinno być powszechnym dostępem. Uniwersytety nie powinny być sztucznie ograniczane dla „elit”.

Owszem, mamy problemy z kształceniem uniwersyteckim. Można odnieść wrażenie, że dawniej studenci byli pilniejsi, mądrzejsi, bardziej pracowici. Ale to złudzenie. Zmieniło się otoczenie edukacyjne i zmieniło się społeczeństwo, dlatego dawne wzorce i metody dydaktyczne stają się nieefektywne. Uniwersytety nie są już monopolistą w upowszechnianiu wiedzy. Dzięki internetowi dostęp do wiedzy jest zupełnie inny niż kiedyś. Dzisiaj sercem uniwersytetu nie jest już biblioteka z papierowymi książkami i czasopismami. Trzecia rewolucja technologiczna naprawdę gruntownie zmienia ludzkie społeczności. Ale było tak również w czasie pierwszej i drugiej rewolucji technologicznej. Nic nowego.

Z całą pewnością uniwersytet musi się zmienić i zmienić sposób kształcenia. Bo świat się zmienił. Mam jednak nadzieję, że rzeczywisty dyskomfort zaowocuje mądrymi dyskusjami i zmianą form kształcenia a nie ograniczaniem miejsc w ławach akademickich. Tym bardziej, że rozwijają się nie tylko uniwersytety trzeciego wieku ale i przybywa kształcenia typu 40 plus. Czyli dorośli i pracujący wracają po naukę.