Przenosiny bloga (nowy adres, treść ta sama)

dachowkaodwagi1

Po prawie trzynastu latach nieprzerwanego działania postanowiłem przenieść swojego bloga pod inny adres internetowy. Treść pozostanie ta sama.

Nowy adres: https://profesorskiegadanie.blogspot.com/

Wiem, że to ryzykowna ale przy moich dość przeciętnych umiejętnościach  (nie znam języka html) nie potrafię na dotychczasowej platformie poprawić estetyki bloga i nie radzę sobie z reklamami. Zatem będę wygaszał wpisy w tym miejscu a cała aktywność przenoszę pod wskazany wyżej adres.

Zapraszam tu: https://profesorskiegadanie.blogspot.com/

Mój blog wiele razy się zmieniał, dojrzewał. teraz kolejny krok. Zmienia się adres ale treść się nie zmienia. Nie zmienia się także wolna licencja, na której udostępniam publikowane treści.

Fenomen uniwersytetów trzeciego wieku

landartW tym roku akademickim odwiedziłem i odwiedzę osiem uniwersytetów trzeciego wieku z wykładami (trzy wizyty jeszcze przede mną): w Olsztynie (trzy różne), Olsztynku, Barczewie, Kętrzynie, Nidzicy i Ostródzie. Jak się dowiedziałem, w naszym województwie obecnie istnieją aż 33 uniwersytety trzeciego wieku! Są nie tylko w miastach i miasteczkach ale i gminach wiejskich (np. Purda). Powstają od kilkunastu lat bardzo lokalnie i dla ich prowadzenia powstają różne fundacje i stowarzyszenia (czasem działają zupełnie nieformalnie, przynajmniej na początku).

Skąd taki fenomen tych społecznych instytucji edukacyjnych? Przecież na emeryturze niczego już nie trzeba. Nie jest potrzebne nowe wykształcenie by zdobyć lepszą pracę. Wiedza dla własnej ciekawości. I by razem spędzić czas. Bo bez wątpienia człowiek jest istotą społeczną. Moim zdaniem uniwersytety i akademie trzeciego wieku są przykładem efektów funkcjonowania społeczeństwa wiedzy. Wykształceni ludzie chcą być aktywni cały czas. I chcą się uczyć zupełnie nowych rzeczy (nie dla pieniędzy). Wydaje mi się, że tak duża liczba uniwersytetów trzeciego wieku jest spowodowana dużą liczbą osób wykształconych oraz naturalną potrzebą człowieka dążenia do wiedzy. Drugim powodem jest to, że poszukujemy nowych, społecznych form bycia ze sobą. Już nie jesteśmy społeczeństwem agrarnym – w Europie ponad 75% populacji mieszka w miastach. A i ci co na wsi, to też nie wszyscy zajmują się uprawą ziemi. Dawne tradycje wspólnej pracy na polu, darcia pierza, międlenia lnu, łuskania fasoli czy młócenia zboża cepami zimą w stodole, są już nieadekwatne. Dlatego poszukujemy nowych form. Wzrasta rola bibliotek, domów kultury. Ale i to nie zaspokaja wszystkich potrzeb. Powstają więc i uniwersytety trzeciego wieku. Ludzie aktywni spotykają się, jeżdżą na wycieczki, dyskutują, robią coś dla innych.

Uniwersytety trzeciego wieku są elementem nowej, edukacyjnej rzeczywistości i przykładem społecznego samoorganizowania się dla edukacji ustawicznej. Powstają także uniwersytety drugiego wieku (każdego wieku) i lokalne kawiarnie naukowe, bo ludzie dorośli też chcą spotykać się i poznawać świat. Są jeszcze za młodzi na uniwersytety trzeciego wieku, za starzy do szkoły (już je pokończyli, ze studiami włącznie). Ostatnio tradycyjne uniwersytety otwierają swoje ławy także dla studentów 35+, 40+, 50 + itd. To jest powolne dostrzeganie społecznych potrzeb. Istnieją także inne społeczne organizacje, takie jak na przykład Uniwersytet Dzieci, które swoją edukacyjną aktywność adresują do dzieci i młodzieży. Popularne są różne festiwale i pikniki naukowe czy uniwersytety młodego odkrywcy. Zdawałoby się po co? Przecież są szkoły….

Zarówno uniwersytety trzeciego wieku jak i kawiarnie naukowe, lokalne towarzystwa naukowe i kulturalne czy uniwersytety dzieci, są dowodem na ważne procesy, zachodzące w naszych społecznościach. Coś bez wątpienia ważnego i przełomowego się dzieje. Być może to jeden z efektów trzeciej rewolucji technologicznej, być może jakaś inna a głęboka przyczyna, wymuszająca ogromne zmiany.

A w tym nowym, wyłaniającym się krajobrazie społecznym i edukacyjnym, uniwersytety muszą odnaleźć swoje miejsce. I w pełni świadomie realizować swoją trzecią misję (poza badaniami naukowymi i tradycyjną dydaktyką dla „normalnych” studentów). Ja w każdym razie nad czymś takim teraz rozmyślam i planuję: oferta uniwersytety dla małych miasteczek i istniejących tak uniwersytetów trzeciego wieku i kawiarni naukowych, we współpracy z młodzieżą licealną. Bo ma to być międzypokoleniowa kawiarnia naukowa w cittaslow. Projekt będzie składamy w ramach programu Power. O efektach i koncepcji tych działań napiszę niebawem.

Na załączonym wyżej zdjęciu land art we francuskim arboretum. Czynienie świata piękniejszym. Uniwersytety trzeciego wieku też są przykładem aktywności, która świat czyni piękniejszym i… mądrzejszym. Warto do tego dzieła przyłożyć swoją rękę i poświęcić trochę czasu.

Cittaslow. Dlatego maluję słoiki i butelki.

butelka_z_reszla Skończył się zimowy relaks z malowaniem butelek i słoików (rozpoczynają się zajęcia w kolejnym semestrze). Przy malowaniu odpoczywałem i rozmyślałem. Teraz mam co rozdawać. Dzisiaj trzy słoiczki z owadami trafiły w ręce Francuzów, przebywających na uczelni, a wieczorem niedźwiedziówka trafi do rąk Krzysztofa Łozińskiego. Słoiczki mają charakter użytkowy, jako kuchenne lub niekuchenne pojemniki na przyprawy lub drobiazgi. Albo dobre myśli (tak symbolicznie).

Malowane słoiczki i butelki, które ułatwiają rozmowę, są zagajeniem. I drobnym, rękodzielniczym prezentem. Niepotrzebne nikomu opakowania po konsumpcyjnej zawartości. Nic, tylko wyrzucić do śmieci. Nie wyrzucam. Nie jestem w stanie pomalować wszystkiego, co sam w konsumpcji produkuję. A do tego zbieram jeszcze te, wyrzucone przez innych, do lasu, do jeziora. Zbierając czynię świat piękniejszym, a dla bezkręgowców bezpieczniejszym. Szukanie sensu w niepotrzebnym. Z pozoru niepotrzebnym i zbędnym. Ba, czasem zawadzającym.

Nie sprzedaję swoich malowideł na szkle. Rozdaję… lub przekazuję na aukcje w szlachetnym celu. Waluta wymienialna za życzliwy uśmiech, przyjaźń lub dobre uczynki. Czasem zostawiam w urokliwych miejscach. Lepsze to niż pisanie na ścianie „tu byłem”…

Po raz kolejny czuję się w obowiązku wytłumaczyć, dlaczego maluję stare butelki i słoiki. Jestem biologiem i ekologiem, pracuję na Wydziale Biologii i Biotechnologii. Butelki i słoiki maluję od dawna. Inspiracją jest rodzima przyroda z warmińskiego i mazurskiego krajobrazu (a w tle recykling i reusing oraz spotkania międzyludzkie w nowej rzeczywistości i przestrzeni miejskiej). Maluję także polne kamienie i stare dachówki. Sztuka łączy, zarówno w czasie malowania w postaci spontanicznych plenerów w parkach i na trawniku, jak i w czasie wernisażu (spotykamy się, bo jest okazja… a jak już jesteśmy razem… to rozmawiamy). Załączona ilustracja pochodzi z pleneru w Reszlu (lato 2017). Malowałem w kawiarni. Butelka już tam została. Teraz planujemy (Artystyczna Rezerwa Twórcza) zorganizować plener letni w Barczewie. To będzie kolejny plener i spotkanie w cittaslow. Można się spotkać z ludźmi i rozmawiać, także o przyrodzie, o etnografii i otaczających nas krajobrazach. I o ewolucji człowieka w trzeciej rewolucji technologicznej.

Każdy człowiek potrzebuje choć odrobiny filozofii, wiedzy i odrobiny sztuki. Bo potrzebuje sensu i piękna. Każdy człowiek jest twórcą, nawet lepiąc pierogi czy sprzątając mieszkanie. A przynajmniej chce być twórcą. Wybieram proste formy i tani materiał, który znaleźć można wszędzie. Przy wspólnym malowaniu mówić można ale nie trzeba. Ciszy nie trzeba zabijać słowem. Można milczeć. Słów jest zbyt dużo. Mało kto ich słucha. A niektóre są takie mądre, że nawet mówiący ich nie rozumie… Milczenie jest więc ulgą.

Przy malowaniu spotykam się z ludźmi, by w prostej czynności przywracać sens i znaczenie rzeczom pozornie bezwartościowym. I ludziom. Nie tylko słowem przekazujemy treści. Wspólne malowanie to jest slow science na prowincji (oprócz nadmiaru śmieci czyli pustych już opakowań cierpimy w nauce na nadmiar zbędnej i pustej treści – wyrabianie normy i punktów – niedawno przeczytałem propozycję, by ograniczyć liczbę publikacji: mniej a lepiej).

Dla niektórych słowo prowincja, podwórko stygmatyzuje i ośmiesza. Jest czymś wstydliwym. Dla niego podwórko ma sens jako sposób pełniejszego bycia ze sobą bez zbytniego nadęcia i dworskiej oficjalności. To to styl życia, związanego z lokalnością i z trzecią rewolucją technologiczną. A na podwórku zawsze znajdą się kamienie. Albo butelki, na strychu słoiki a pod płotem stare dachówki.

Tym razem malowałem sam, w zaciszu domowym. Myślami jednak byłem wśród ludzi. Myślałem o spotkaniach i wręczaniu szklanych prezentów. Ekonomia dzielenie się. Wiosną planuję pomalować trochę dachówek. Dwie przywiozłem specjalnie na tę okazję z Francji. Wędrują, jak idee – z miejsca na miejsce. A przy okazji kumulują w sobie treść i historie. Warto je opowiedzieć.

Naukowiec malujący stare butelki może się wydawać niepoważny. Dlatego wyjaśniam po raz kolejny,. Dlaczego. Dlaczego maluję.

Czy mózg społeczny dalej ewoluuje? Rzecz o znajomych z portali społecznościowych.

Znajomi_na_facebookuDo działania sprowokowały mnie dwie informacje z dwóch różnych książek. A może nawet kilku. W każdym razie skłoniły mnie nie tylko do rozważań, jak wpływają współczesne nowe media na funkcjonowanie mózgu (co w nim zmieniają?), ale i do szybkiego eksperymentu.

A zaczęło się od tego, iż naukowcy już dawno zauważali pewien paradoks. Przez lata uważaliśmy powiększający się mózg za skorelowany z rosnącą inteligencją. Uważaliśmy, że większy mózg to większa inteligencja (dlatego jeszcze kilkadziesiąt lat temu uważaliśmy, że mężczyźni są inteligentniejsi od kobiet bo mają większe mózgu, średnio-statystycznie – teraz wiemy, że to nie jest prawda), zatem w ewolucji powiększający się mózg hominidów (człowiekowatych) świadczył o selekcji na coraz większą inteligencję. Mądrzejsi i inteligentniejsi wygrywali z mniej inteligentnymi. Wydawało się proste i oczywiste…

Wielkość mózgu łatwo można sprawdzić po skamieniałych czaszkach naszych przodków. Ale jak zmierzyć inteligencję? Szukano dowodów pośrednich, na przykład takich jak sztuka czy narzędzia. I to pojawił się problem. Narzędzia kamienne wytwarzali już nasi przodkowie, najpewniej nawet australopiteki, na pewno Homo habilis i Homo erectus. Na przestrzeni dziejów widać jak narzędzia stawały się coraz bardziej złożone. Możliwe, że były jeszcze inne wytwory i narzędzia, ale te wykonane z części organicznych się nie zachowały. Przynajmniej te najdawniejsze. Pozostaje więc tylko analiza kamieni łupanych. I tu rzecz zaskakująca. Przez ponad milion lat pięściaki były identyczne, o takim samym poziomie złożoności… gdy w tym czasie mózg szybko rósł. Jak wytłumaczyć ten paradoks? Mózg ewolucyjnie rósł a nie było widać przyrostu inteligencji?

Dobór naturalny nie działa tak, że cecha może się przydać dopiero za ileś tam pokoleń. Przydatna musi być tu i teraz i musi zwiększać przeżycie. Jedną z ciekawszych koncepcji jest hipoteza polskich uczonych (Konrad Fijałkowski, Tadeusz Bielecki – o książce Homo przypadkiem sapiens napiszę niebawem). Duży mózg był preadaptacją, rozwijał się jako zabezpieczenie przed udarem cieplnym u gatunku polującego „na zmęczenie” zwierzyny (polowanie na zagonienie). Selekcja naturalna na coraz większy mózg dotyczyła więc innej adaptacji, a wynikła z tego inteligencja pojawiła się niejako przypadkiem.

Drugą ciekawą interpretację zaproponował Robin Dunbar w postaci teorii mózgu społecznego. Otóż uczony ten twierdził (i poparł to badaniami oraz licznymi sensownymi argumentami), że ewolucyjny wzrost mózgu u przodków człowieka i rodzaju Homo związany był z życiem społecznym i utrzymywaniem kontaktów w grupie. Większy mózg to możliwość nawiązania liczniejszych relacji i kontaktu, a tym samym umożliwienie funkcjonowania większej grupie. Liczniejsza horda to lepsza obrona przed drapieżnikami i łatwiejsze zdobywanie pokarmu. Dunbar w kilku książkach przedstawił różnorodne dowody na kształtowanie się społecznego mózgu. Wskazał, że nasze społeczne umiejętności ukształtowały się dziesiątki tysięcy lat temu, w grupach do 150 osobników. Tyle znajomych „pomieści” nasz mózg. Także i teraz, w wielu XXI.

W „Potędze mózgu” (czytaj więcej ). Znalazłem takie zdanie „większość kont użytkowników Facebooka zawiera listę znajomych liczącą 100-250 osób, jak niedawno wykazały badania przeprowadzone na grupie 1 miliona osób.” Dalej autor pisze, że regularni użytkownicy Facebooka nie posiadali większych sieci społecznych niż przypadkowi użytkownicy Facebooka. „Dwa inne badania przeprowadzone online, w ramach których analizowano wiadomości wymieniane za pomącą e-maili oraz Twittera, także wykazały, że typowo grupy osiągały rozmiary od 100 do 250 osobników.” Dunbar tłumaczy to tym, że mózg ukształtowany został tysiące lat temu w innych warunkach i teraz nie ma dodatkowych mocy przerobowych do obsłużenia większej liczby kontaktów  (”ograniczona przestrzeń w naszych umysłach przeznaczona na przyjaciół”).

Niemniej czytając o ewolucji mózgu społecznego nasunęła mi się na myśl, że w zasadzie portale społecznościowe są tak popularne bo dobrze zaspokajają nasze odwieczne potrzeby kontaktu społecznego, nawet na odległość i czasem tylko w myśli. Tak było już dawniej, a teraz mamy dodatkowe narzędzia.

I tu pojawił się drugi impuls. „Dla osoby cierpiącej obecnie na amnezję smartfon może się jednak stać nie tyle uzupełnieniem, ile substytutem, protezą hipokampu.” („Eksperyment. Opowieść o mrocznej godzinie w dziejach medycyny” Luka Dittricha ). Skoro telefon z fotografiami i kontaktami jest swoistą „protezą pamięci”, to czy smartfonowo-komputerowa pamięć zewnętrzna (pozamózgowa) nie zmienia i nie rozszerza naszych możliwości w kontaktowaniu się i tworzeniu większych niż kiedyś sieci społecznych? Już nie tylko za pomocą neuronów w mózgu ale z wykorzystaniem „neuronów” sztucznych i pozamózgowych?

Po pierwsze chciałem sprawdzić czy spostrzeżenie Dunbara o 100-250 znajomych na Facebooku znajduje potwierdzenie. Nauka ma to do siebie, że wszystko można sprawdzić (jest weryfikowalne). Można zweryfikować własnym eksperymentem lub w publikacjach (czyli to, co zrobili inni). Jeśli eksperyment jest złożony, to szybciej dotrzemy do publikacji innych (np. istnienie Ameryki szybciej sprawdzimy wyszukując publikacje i zdjęcia niż samodzielną podróżą.)

Nie mam na razie szansy na eksperyment na próbie miliona użytkowników. Ale zapytałem znajomych w grupie Facebookowej Superbelfrzy (153 członków, w tym 17 moich wirtualnych znajomych). W ciągu kilku dni odpowiedziało blisko 50 osób, a więc jedna trzecia. Jedna z osób pomogła mi i założyła ankietę na googlu (mogłem się więc czegoś przy okazji nauczyć). Odpowiedziały także osoby, których nie znam ani z widzenia, ani najpewniej nie zauważyłem w tej grupie. Zupełnie nieznajomi. A mimo to możemy współdziałać i współpracować. Współpracować tak jak znajomi w grupie społecznej czy zawodowej.

Pierwsza ważna uwaga. Próba jest mała i nie wiem czy można uznać za reprezentatywną. W każdym razie znacznie mniej niż 1 milion. Zatem do uzyskanych wyników podchodzę bardzo ostrożnie. Chcę tylko pokazać, że można samemu sprawdzać, eksperymentować, analizować (w tym sensie każdy od zaraz może być naukowcem). Wtedy pojawia się pole do dyskusji i lepszego rozumienia danego zagadnienia. Po takim eksperymentowaniu chętniej szuka się dodatkowej literatury i publikacji.

W rupie 48 Superbelfrów sytuacja okazała się złożona (zobacz górny wykres kołowy) i niezbyt podobna do opisywanej przez Dunbara. Na pewno osoby w tej grupie miały znacznie więcej znajomych na Facebooku. W przedziale 100-250 zaledwie 6 osób (na 48). W przedziale 250-400 znajomych było 10 osób, a na przykład w przedziale powyżej 500 – aż 17 osób. Inną kwestią jest to, co oznacza „znajomy” na Facebooku. Łatwo zauważyć różne style i różne podejście: jedni ograniczają inni są bardziej otwarci i zależy im na dużej licznie znajomych. Po prostu portale społecznościowe pełnią różną funkcję, nie tylko towarzyską ale i medialno-upowszechnieniową, są swoistą grupą kontaktu, także zawodowego. Nauczyciele mają grupy z uczniami, istnieją także grupy typowo zawodowo-biznesowe. Media społecznościowe tworzą nową rzeczywistość i wymykają się dawnym schematom. Różne cele, różne style. Ale na pewno jest to komunikacja jakiej nie doświadczali nasi przodkowie (w skali i sposobie). Nasza osobista, mózgowa, pamięć wspomagana jest pamięcią komputera i smarfronu. Tak, jak dla ludzi z amnezją smarfony są protezą uszkodzonego mózgu, tak dla ludzi „normalnych”… są wzmocnieniem funkcji społecznych. Dlatego możemy tworzyć znacznie szersze sieci społeczne. Podobnie tak jak pięściak, włócznia czy łuk znacznie wydłużyły ramię Homo sapiens. Mógł dotrzeć z uderzeniem tam, gdzie jego krótkie ramię nie sięgało.

Zastanawiało mnie także to, w ilu grupach funkcjonują ankietowani Superbelrzy. Tu również było duże zróżnicowanie, od kilku grup, przez kilkanaście do powyżej 20 (dolny wykres kołowy). Liczebność w grupach (udało się przeanalizować 111 grup): najwięcej było grup małych (do 50 osób) oraz bardzo dużych, powyżej 500 osób. Tu chyba wyraźnie widać różne funkcje i cele. W małych grupach wszyscy się znają, w dużej mierze także w realu, duże to bardziej media społecznościowe, swoiste „gazety tematyczne” niż grupy społeczne sensu stricte.

Zaciekawiony tymi rezultatami poszukałem w sieci innych opracowań o zbliżonej tematyce. I tak przy okazji dotarłem do innych jeszcze badań Dunbara i jego zespołu. Ale to już opowieść na inną okazję.

liczebnoc_w_grupie

Warmiobook, czyli studencki projekt uwalniania książek

23844531_2025733111007122_4932595216587654527_n1Na wykładach można mówić, przedstawiać fakty, liczby, przykłady. Jednakże metoda podająca jest niewystarczająca. Kiedy się czegoś doświadcza, to łatwiej zrozumieć i zapamiętać. Wiedzę można stopniować: wiem, rozumiem, działam. Żeby zrozumieć, to trzeba najpierw wiedzieć. Ale samo „wiedzenie” nie oznacza jeszcze zrozumienia. Żeby działać, to trzeba wiedzieć i rozumieć. Ale można wiedzieć i rozumieć a nie potrafić działać czyli zastosować w praktyce swojej wiedzy, wyniesionej ze szkoły czy uniwersytetu.

Ochrona środowiska (w tym rozwój zrównoważony) dotyczy każdego z nas. Czy jednak wiedza o przyczynach degradacji środowiska przekłada się na rozumienie współzależnych zjawisk i procesów oraz podejmowanych działań? Ostatnio dużo mówi się o smogu. Ale czy wiemy skąd się bierze i co można zrobić, by zapobiegać tym nieprzyjemnym skutkom?

Z powyższych powodów staram się możliwie często realizować ze studentami różne projekty, wpisane w program zajęć. Jest to także okazja by uczyć się pracy w zespole. Przykładem jest projekt uruchomienia półek bookcrossingowych (Warmiobook), zrealizowany wspólnie ze studentami kierunku dziedzictwo kulturowe i przyrodnicze. Semestr się skończył, zajęcia także. Teraz projekt będzie żył swoim życiem. Okaże się, na ile udało się go „pchnąć” by toczył się dalej. Czy i jaki wywarł wpływ na samych studentów oraz inne osoby, które włączyły się do działań lub tylko o nich usłyszały?

I jeszcze jeden motyw. Biblioteki to nie tylko magazyn książek, to także miejsce spotkań. Wartością istniejących bibliotek jest nie tylko zgromadzony księgozbiór, ale także bliskość tych miejsc. Czyli możliwość dotarcia. Z żalem można obserwować likwidowanie bibliotek osiedlowych czy wiejskich (podobno ze względów finansowych i tego, że wiedza dostępna jest już w internecie). Jednym z motywów studenckiej akcji bookcrossingowej był… brak biblioteki na osiedlu. Skoro nie ma biblioteki, to niech będzie choćby półka z uwolnionymi książkami, na przykład w piekarni, restauracji czy innym obiekcie. Chyba z podobnych przyczyn powstają półki bookcrossingowe w wielu małych miejscownikach. Tych inicjatyw jest na prawdę dużo.

Żyjemy w społeczeństwie bogatym i konsumpcyjnym. Dużo zużywamy i dużo wyrzucamy. Książki są tylko przykładem jak można wykorzystać rzeczy już „niepotrzebne”. Oraz jak można  się dzielić wiedzą i zasobami z innymi. Nie musimy mieć wszystkiego na własność by się tym cieszyć.  Owszem, jeszcze z niektórych półek książki i czasopisma szybko znikają. Zapewne przywłaszczane przez „czyścicieli”. Ale osób potrafiących się dzielić systematycznie przybywa. Moim zdaniem świadczy to o rosnącej dojrzałości obywatelskiej (współodpowiedzialności za przestrzeń i przyrodę wokół nas). I powolnej zmianie patrzenia na świat wokół nas – umiejętność dzielenia się, ograniczania zużycia surowców przez wspólne korzystanie z dóbr.

Mija drugi miesiąc studenckiej akcji Warmiobook pod hasłem „Nie samym chlebem człowiek żyje”. Jakie są dotychczasowe rezultaty akcji? Po pierwsze odwiedziliśmy i opisaliśmy kilka istniejących już półek bookcrossingowych, dołączyły do nas inne osoby, które zaangażowały się w zbiórkę książek i opiekę nad powstałymi półkami. Uruchomiliśmy nowe półki bookcrossingowe w następujących miejscach: Restauracja i Pensjonat „Złoty Strug” w Pluskach, Restauracja Cudne Manowce w Olsztynie, Federacja Organizacji Socjalnych w Olsztynie, Bar Przy Ratuszu w Barczewie, Pub Nowy Andergrand w Olsztynie, Bar CoRazTo (Olsztyn ul. Burskiego 18). A  jutro odbędzie się uroczyste otwarcie kolejnej półki w siedzibie Radia Olsztyn (ul Radiowa).

Naszymi książkami zasililiśmy istniejące już wcześniej półki: Biblioteka Uniwersytecka UWM w Olsztynie, Półka „pod Sambą”, ul. Gałczyńskiego 1, Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Olsztynie (Stary Ratusz). Biblioteka w Lidzbarku Welskim. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy naszego bloga odwiedziło łącznie 4854 razy. Na blogu opublikowaliśmy 81 tekstów. Nasz facebookowy fanpage polubiło 263 osoby. O naszej akcji mówiono już w Radiu Olsztyn, Radiu UWM FM, pisano w Gazecie Wyborczej, Gazecie Olsztyńskiej. W naszym katalogu regionalnych półek bookcrossingowych przybyło kilka nowych pozycji. Zdobyliśmy też sponsorów naszej akcji – to Wydział Biologii i Biotechnologii oraz Wydział Humanistyczny Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, którzy przekazali fundusze na promocję naszej akcji w postaci plakatów, wklejek i zakładek do książek oraz dyplomów. Naszym największym sukcesem jest zebranie blisko 600 książek, którymi już dzielimy się z „głodnymi książki” czytelnikami, które już są na naszych półkach. Powstają nowe półki, będziemy o nich pisać.

Cały projekt to zaledwie kilka osób. Na początek.

Zajęcia się skończyły, oceny wystawione, wpis do USOSa dokonany. Ale projekt trwa. Pozostała wiedza i doświadczenie. Ale może zostanie jeszcze coś więcej.

Otwarte zasoby wiedzy, czyli 17. urodziny Wikipedii

wiki2007plakatCzasami oglądając się wstecz można więcej zobaczyć. Zwłaszcza jeśli chodzi o procesy. Dzisiaj obchodzimy siedemnaste urodziny Wikipedii i możemy wyraźniej zobaczyć skutki trzeciej rewolucji technologicznej. Teraz, gdy mamy w zasięgu mobilny internet. W każdej chwili możemy zajrzeć do przepastnych zasobów internetowych, w tym do największej i ciągle rozwijającej się encyklopedii – Wikipedii. Prekursora otwartych zasobów.

15 stycznia powstała Wikipedia (angielskojęzyczna) a już we wrześniu, 17 lat temu, uruchomiona została polska Wikipedia (polskojęzyczny fragment). 12 lat temu i ja dołączyłem do grona wikipedystów. Doświadczyłem, poznałem także i od środka.

Co jest fascynującego w Wikipedii? Po pierwsze to, że jest to efekt międzynarodowej współpracy ludzi, którzy się nie znali. Globalna współpraca wolontariatu. Dojrzewanie standardów redagowania Wikipedii przypomina mi dojrzewania metodologii naukowej. Największą wartością jest możliwość uczestnictwa i tworzenia treści a nie tylko korzystanie z wolnych zasobów. Spróbuj, Ty też możesz. I jesteś w stanie. Uczyć się dyskutowania, przekonywania, pisania obiektywnie, uwzględniania faktów. Bardzo budująca nauka.

Wikipedia przetarła szlaki. Teraz w środowisku naukowych coraz częściej i głośniej mówi się o wolnym dostępie do wiedzy i wolnych zasobach. Powstają coraz liczniejsze otwarte repozytoria publikacji naukowych. Efekty trzeciej rewolucji technologicznej stają się coraz bardziej widoczne i mocno zmieniają uniwersytety.

W zbliżającym się semestrze po raz kolejny (po kilku latach przerwy) spróbuję ze studentami w ramach zajęć zrealizować „wikiprojekt”, efektem którego będzie uzupełnienie lub napisanie kilkudziesięciu haseł.I bardziej chodzi o proces i edukację niż przyrost treści. Błędy (np. w Wikipedii) są po to, by je poprawiać. Celem jest wzrastanie do globalnego współuczestnictwa i upowszechnianie wiedzy.

Wikipedia jest dobrym przykładem konektywizmu, wiedzy rozproszonej, wspólnie tworzonej. Znalazła licznych naśladowców w postaci różnorodnych, mniejszych, specjalistycznych projektów.

Ilustracją tekstu jest plakat z 2007 roku. Ciągle aktualny, A tu link to relacji z obchodów 6. urodzin Wikipedii w Olsztynie: https://pl.wikimedia.org/wiki/6._urodziny_polskiej_Wikipedii#Olsztyn

O pomaganiu, Ukrainie, paczkach i Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy

Dlaczego piszę o wysyłaniu paczki na Ukrainę w czasie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy? Powodów jest kilka, wszystkie szczegółowo wyjaśnię.

O Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy dowiedziałem się wiele lat temu od katechetki, która w małym miasteczku wraz z młodzieżą włączyła się w tę szlachetną akcję. I mnie wkręciła także. Początkowo z nieufnością i rezerwą włączałem się działalność tej niezwykłej Owsiakowej Orkiestry. Bo taka hałaśliwa pomoc? Po latach doceniłem jeszcze bardziej i zrozumiałem jej sens. Bo to nie tylko pomaganie, nie tylko akcja ale i kształcenie pracy zespołowej i poczucia obywatelskiej odpowiedzialności za świat. Jerzy Owsiak obudził w Polakach to, co najlepsze i najwartościowsze. W wielu małych wioskach i miasteczkach. Zaczęło się coś dobrego dziać. Dla wielu pierwszy krok ku dobroczynności i obywatelskiej, oddolnej aktywności. Dlatego i w tym roku wrzucam do puszek, dzielnie trzymanych przez młodych wolontariuszy. A na akcję do Purdy przekazałem drobne prezenty na licytację.

Jeszcze więcej lat temu, gdy byłem dzieckiem, moja rodzina otrzymywała paczki z Ameryki. Wszystko za sprawą dalekiej rodziny babci, która do Ameryki dawno temu wyemigrowała za chlebem i po wojnie pomagała krewniakom w Polsce. Gdy przychodziła „paczka z Ameryki” to dla nas było wielkie święto. Jakieś zabawki, nieznane produkty spożywcze, ubrania. A jeszcze ważniejsze – poczucie więzi i wspólnoty.

W stanie wojennym wielu Europejczyków, nam Polakom, pomagało, przysyłając paczki i dary, rozdzielane przez parafie. Paczki przysyłali także Niemcy – „odwieczni wrogowie”. Tak budowało się pojednanie między zwaśnionymi narodami. Tymi darami i paczkami zbudowali podstawę pod późniejszą Unię Europejską. Pomagali i Francuzi ze Stowarzyszenia Francja-Polska – przyjaźń została do dzisiaj.

Kto nie chce, zawsze znajdzie powód. I będzie wybrzydzał, namiętnie przekonywał, że pomaganie nie ma sensu, że lepiej na przedszkola, że lepiej Polakom, że lepiej to i tamto. Nie chcecie, to nie pomagajcie, nikomu. Ale nie marudźcie i nie hejtujcie dobroczynności innych. Być może tym publicznym marudzeniem ktoś próbuje zagłuszyć swoje sumienie. Muchy z Wami, nic to marudzenie nie zmieni. Pomagałem i pomagać będę na różne sposoby.

Nauczyłem się pomagać. I w czasie akcji i bardzo po cichu (żeby nie widziała lewica, co czyni prawica). Dawanie ubogaca, wiem to po sobie. Wielokrotnie osobiście doświadczyłem pomocy jak i udzielałem wsparcia. A w akcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy ważna jest praca zespołowa, wzajemne świętowanie dobroczynności i poczucie obywatelskiej odpowiedzialności za innych i losy świata. Oszem, jedną akcją całego świata się nie zmieni. Ale zmieni się świat pojedynczych osób. I tyle wystarczy.

Dlaczego włączyłem się do akcji „Wyślij Paczkę na Ukrainę”? Bo są tam potrzebujący ludzie i akurat mogę. Więcej uzasadnienia nie trzeba. Ale dorzucę. To kolejna okazja do obywatelskiej akcji zespołowej. Między Polakami a Ukraińcami gdzieś jeszcze drzemie sporo niechęci i zaszłości historycznej. Wszyscy jesteśmy ludźmi, Europejczykami, chrześcijanami. Drobnym gestem, małą paczką można odbudowywać wspólnotę międzynarodową i poczucie więzi.

„Wyślij Paczkę na Ukrainę” to akcja oddolna, spontaniczna, taka prywatna polska polityka zagraniczna. Przyłącz się i pomóż ukraińskim rodzinom – wdowom i ich dzieciom, które straciły bliskich na wojnie w Donbasie. Jeśli cię nie stać, to możesz spróbować zebrać większe grono znajomych i wspólnie coś przygotować. Taka pomoc bezpośrednia, rodzina rodzinie, daleka jest od polityki. Osoby, które chcą pomóc mogą pisać bezpośrednio do Pani Grażyny Staniszewskiej i w ciągu jednego-kilku dni otrzymają opis i adres rodziny ukraińskiej. Kiedyś my dostawaliśmy paczki, zwłaszcza z Niemiec. Teraz my możemy pomóc! Marzenia są konkretne – spełnij te które możesz, potrzeba też rzeczy codziennych, ważny jest kontakt i gest pomocy!

Ja przygotowuję paczkę numer 80 (przy wsparciu znajomej – bo razem łatwiej). Trafi do wdowy z dwójką małych dzieci, do Kijowa. A dzisiaj z wielką radością wrzucę parę „groszy” do puszek Wielkiej Orkiestry świątecznej Pomocy. I będę się cieszył, widząc prospołeczne działania Polaków. To, co w nas najlepsze.

O całej akcji możesz przeczytać między innymi tu: http://natemat.pl/226159,waszczykowski-tak-sie-robi-polityke-zagraniczna-o-tej-bielszczance-z-wdziecznoscia-mowia-wdowy-zolnierzy-z-donbasu

Noc Biologów już po raz siódmy

Pomysł na Noc Biologów, jako jeszcze jeden ogólnopolski festiwal naukowcy, narodził się w Olsztynie w czasie spotkania dziekanów wydziałów biologicznych i przyrodniczych. Drugi piątek stycznia to termin trudny ale dobrze wpisuje się w roczny kalendarz pikników i festiwali naukowych. Noc Biologów jest wyrazem ogólnych trendów w dydaktyce pozaformalnej i upowszechnianiu nauki. Uczelnie wyższe i placówki naukowe otwierają się coraz bardziej z upowszechnianiem wiedzy i pełnej realizują swoją społeczna misję.

Już po raz siódmy Wydział Biologii i Biotechnologii UWM w Olsztynie włączył się do ogólnopolskiej akcji popularyzacji nauk biologicznych i przyrodniczych poprzez udział w Nocy Biologów. Siedem lat nieustannego uczenia się, eksperymentowania, budowania współpracy z różnymi podmiotami pozauniwersyteckimi.

Tegoroczna edycja Nocy Biologów w Olsztynie odbędzie 12 stycznia 2016 r. Oficjalne otwarcie Nocy Biologów o godz. 15.00 w holu Collegium Biologiae (budynek główny Wydziału Biologii i Biotechnologii), ul. Oczapowskiego 1 a. Program na stronie ogólnopolskiej: http://www.nocbiologow.pl/index.php?id=jednostka&nazwa=olsztyn

Pierwszą „Noc” w styczniu 2012 r. organizowało 16 jednostek naukowych a najbliższą Noc Biologów przygotowuje już 29 instytucji (strona główna akcji: http://www.nocbiologow.home.pl). Prawie dwukrotny wzrost liczby miejsc w ciągu siedmiu lat i mimo trudnych warunków finansowych to duży sukces i jednocześnie uwidocznienie społecznych potrzeb. W tym roku w Olsztynie do organizacji Nocy Biologów włączył się tradycyjnie Wydział Kształtowania Środowiska oraz kilka instytucji i drobnych przedsiębiorstw z regionu (m.in. Mazurski Park Krajobrazowy). Realizujemy w ten sposób społeczną misję uniwersytetu i zadanie współpracy z gospodarką i regionem.

Swój udział zapowiedziały już szkoły nie tylko z Olsztyna ale i całego województwa. W tym roku nastawieni jesteśmy głównie na aktywność popołudniową i wieczorną (do godz. 23.00) licząc na udział rodzin i młodzieży licealnej. Będą to kameralne spotkania z nauką i naukowcami.

Zdobywamy doświadczenie, które procentuje w postaci kolejnych projektów i przedsięwzięć edukacyjnych (np. Uniwersytet Młodego Odkrywcy).

Noc Biologów ma na celu przekazanie wiedzy przyrodniczej oraz wyników prowadzonych na UWM badań naukowych na różnych poziomach – od podstawowych wiadomości przyrodniczych do zagadnień problematycznych, nurtujących współczesną biologię i biotechnologię. Swój udział mają także studenci i doktoranci: przedstawią wykłady, pokazy, warsztaty.

Zasadniczym celem Nocy Biologów jest upowszechnianie i popularyzacja nauki oraz instytucji zajmujących się problematyką przyrodniczą poprzez interesujące pokazy, warsztaty, prelekcje, wykłady, zwiedzanie laboratoriów, wystawy, dyskusje oraz materiały zamieszczone w prasie lokalnej, radiu, telewizji i internecie (m.in. blogi i portale społecznościowe). Celem jest wzbudzanie ciekawości oraz chęci do poznawania i rozumienia świata przyrodniczego, szczególnie u dzieci i młodzieży szkolnej w celu kształtowania poglądów, pozwalających na zrozumienie prawidłowości funkcjonowania przyrody oraz na nieszkodliwe obcowanie ze światem żywym (biologicznym). Celem jest również przedstawienie podstawowych, ale ważnych zagadnień, poszerzających wiedzę społeczeństwa na temat funkcjonowania świata przyrodniczego (m.in. problemy biogospodarki, biotechnologii, zdrowia ludzkiego czy ochrony przyrody) jak i zagadnień budzących wiele kontrowersji. W tym roku pojawią się treści dotyczące szczepień, medycyny alternatywnej oraz bakretii lekoopornych. Nie zabraknie zabawy z przymrużeniem oka.

Zapraszam do Olsztyna i każdego innego z blisko 30 ośrodków akademickich w Polsce.

Ucz się – to ważne! Będzie na egzaminie.

pomidory

Takie słowa można często usłyszeć w szkole i na uniwersytecie. Jest formą uzasadniania do czego się dana wiedza przyda. Przyda się… na egzaminie. Czy to uzasadnienie jest wystarczające? Pytam w kontekście spadającej motywacji do nauki. Bo nie wszyscy uczą się dla stopni i dobre oceny nie są zawsze wiarygodną przepustką do kariery. I oni to czasem wiedzą. Uczniowie i studenci. Widzą nieprzystawalność niektórych treści do współczesnego świata.

Wszystko niby jest dobrze, uzasadnienie sensowne. Podkreśla ważność informacji, ukierunkowuje uwagę i motywuje do uczenia się (zapamiętania). Jest jednak mała wątpliwość. Bo albo jest to skrót myślowy, albo … brak dobrego uzasadnienia. Jeśli używamy skrótów myślowych to miejmy na uwadze i to, czy adresat przekazu zna pełną wersję uzasadnienia.

Po co ma te informacje uczeń/student przyswajać? Dla egzaminu? Czyli wiedza przydatna tylko w szkole/uczelni, potem zbędna. Z takiego motywowania bierze się 3 x Z (a w zasadzie 4): zakuć, zaliczyć, zapomnieć. Czwarte Z jest po to, by łatwiej zapomnieć. Nie będzie go nazywał po imieniu. Już dawne obserwacje wykazały, że część wiedzy i umiejętności nauczanych w szkole przydatna jest tylko w szkole. Potem zupełnie nieprzydatna. Bo na przykład takie ściąganie. Pozwala osiągnąć lepszą ocenę na klasówce… ale potem, w życiu zawodowym jest niepotrzebną kompetencją. Stosowanie jej prowadzi do katastrofy, także osobistej. Są oczywiście umiejętności i wiedza, które nie są przydatne, mimo że w szkole są dobrze oceniane i nagradzane. Lepiej zapomnieć.

Zapominanie jest bardzo ważną cechą naszego umysłu i bardzo przydatną w życiu. Nie wszystko warto pamiętać, np. traumatyczne przeżycia. Z wieloma informacjami jest podobnie: są przydatne tylko na chwilę, potem są balastem. I dobrze działający umysł zapomina. To dobra kompetencja i umiejętność. Czy w szkole uczymy się zapominania?

Wróćmy jednak do tytułowego motywowania „ucz się, bo się przyda”. Na egzaminie. A do czego przyda się w życiu pozaszkolnym? Będzie to przydatne? Nie jest to nacisk na umiejętności tylko praktyczne, bo wiedza ogólna też jest bardzo „praktyczna” – tworzy indywidualny system wiedzy, buduje paradygmat (światopogląd) i ogólne umiejętności umysłowe, buduje wiedzę o świecie i rozumienie rzeczywistości wokół nas (całościowy i spójny system a nie worek z chaotycznie poupychanymi informacjami). Czasem robimy coś co ćwiczy i umysł, i umiejętności poznawcze. Tak jak sportowiec na treningu: przecież biegnie nie w zawodach tylko „tak, bez nagród”. A przecież to dzięki treningom potem może wygrywać w realnych już zawodach i olimpiadach.

Nawet uczenie się wierszy na pamięć… może mieć sens (nawet w czasach gdy dysponujemy ogromną pamięcią zewnętrzną, dostępną on-line) – jeśli wskażemy ćwiczenie umiejętności mnemotechnicznych, skupienie się na wysiłku i celowym działaniu. Ale ten sens trzeba studentowi/uczniowi pokazać. By był zmotywowany głęboko i trwale, by rozumiał sens wysiłku pozornie bezsensownego. Najpierw jednak to pytanie powinien postawić sobie nauczyciel. Po co. Po co ma uczeń/student to wiedzieć, znać, rozumieć? Bo będzie na egzaminie? To słaba motywacja. Uczenie się dla stopni zachęca do chodzenia na skróty i… skłania do ściągania… Bo przecież będzie na egzaminie.

Dlaczego jest to ważne? W jakim sensie przyda się do życia pozaszkolnego? Nauczyciel (także ten akademicki) powinien stawiać nieustannie sobie takie pytania by rozumieć a nie tylko odtwarzać stary rytuał. Bo kiedyś tak było… Ale może w tym czasie coś się zmieniło? Współczesny świat niezwykle szybko się zmienia. Dezaktualizują się racje ważne 5 czy 10 lat temu. Raz udzielona odpowiedź, nawet jeśli jest bardzo dogłębnie przemyślana, nie wystarcza  na „wszystkie czasy”.

Do efektywnego nauczania potrzebne jest by przekonać a nie wymusić (zastraszyć złą oceną na egzaminie).

A co zrobić, gdy nie słuchają? Gdy szepczą na lekcji czy wykładzie? Postraszyć, że będzie na egzaminie? Żeby więc lepiej notowali i zapamiętali? Na ile taka motywacja wystarczy?

Superbelfrzy Nocą czyli o błędach, które nie są porażką

superbelfrzynoca

Co robią nauczyciele późnym wieczorem? Oglądają telewizję? Śpią? Nie, zazwyczaj albo przygotowują się do dnia następnego, wypełniając najrózniejsze szkolne „papiery” (także wersji cyfrowej) albo się uczą. I nowe technologie ułatwiają to ostatnie. Na przykład Superbelfrzy organizują wieczorne webinaria. Wyjaśnię na wszelki wypadek, że webinarium to takie seminarium w sieci (stąd web-inarium), wykład wprowadzony on-line. Całkiem nowa forma komunikacji międzyludzkiej w kontekście zawodowym (czyli dyskusji i dokształcania się).

A skoro webinarium jest nową formą, to trzeba się tego nauczyć, zarówno jako uczestnik jak i „prelegent”. I w tym roku miałem kilka okazji poprowadzić webinarium, m.in. z wykorzystaniem platformy Clickmeeting.

Zazwyczaj błędy traktujemy jako porażkę. Ale w procesie uczenia się błędy nie są porażka, są… ewaluacją. Są informacja zwrotną. To właśnie do edukacji bardzo pasuje powiedzenie „ten błędów nie popełnia kto nic nie robi”. Zatem i ja… popełniam błędy. Za każdym razem inne, ale cały czas przybywa mi umiejętności. Zbawienne te błędy, które potrafimy dostrzec.

Zostałem poproszony przez Superbelfrów o poprowadzenie webinarium, odbywającego się w cyklu Superbelfrzy Nocą. Chciałem podzielić się swoimi doświadczeniami i przygotowałem opowieść o mówieniu z wykorzystaniem ilustracji do kamishibai. Ale jak pokazać teatrzyk ilustracji na platformie e-learningowej?

Po około godzinnym spotkaniu miałem mieszane uczucia. Niby poszło dobrze, ale czułem niedosyt i dostrzegłem kilka swoich błędów. Dlaczego nie przygotowałem się lepiej, żeby tych błędów nie było? Bo na etapie planowania, przy małym doświadczeniu, nie byłem w stanie sobie tych błędów wyobrazić sobie i przewidzieć. To znaczy niektóre można było, ale nie od razu Kraków zbudowano.

Mówienie referatu w formie on-line jest trudne. A przynajmniej nowe dla mnie i zasadniczo różne od dotychczasowego doświadczenia. Po pierwsze nie widać publiczności. Widać tylko monitor, małe okienko z własną twarzą (czyli to co widzą uczestnicy) i okienko z czatem. Tam słuchacze mogą pisać. Ale litery są małe i nie bardzo je widać. Dopiero w dyskusji po tym e-spotkaniu, dowiedziałem się, że można jakoś powiększyć. Spróbuję następnym razem. Być może litery będą większe, ale przy prawdopodobnie takim samym oknie mniej będzie widać innych wypowiedzi. Przy intensywniejszej wymianie zdań, trudno będzie to obserwować.

Tak więc publiczności nie widać a co z tym się wiąże nie widać reakcji, nie widać języka ciała. Nie wiadomo czy słuchają i jak reagują. To, co widać na sali, w czasie bezpośredniego spotkania, na webinarium jest niedostępne. Mówi się do monitora. I takiego mówienia trzeba się nauczyć (metodą prób i błędów). Jeśli nie ma reakcji na czacie… to albo słuchają z uwagą, albo w ogóle nie słuchają. Teraz wiem, że trzeba pytaniami lub innymi zadaniami próbować nawiązać dialog z publicznością. I w ten sposób zobaczyć niewidzialne. Czyli nauczyć się wykorzystywania nowych technologii i nowego „języka ciała”.

W rozmowie po webinarium dowiedziałem się także, że można przełączać okna, z widoku prezentacji na quiz (trzeba wcześniej przygotować) czy na białą tablicę. Ale do takich wniosków dojść można, gdy popełni się błędy. Gdy zdobywa się doświadczenie. Uczyliście się kiedyś jeździć samochodem przy kursie na prawo jazdy? Wsiada człowiek pierwszy raz a tam tyle tych różnych dźwigni, pedałów, przełączników, kontrolek. I jeszcze trzeba patrzeć przed siebie, co przez maską samochodu na drodze się dzieje. W pierwszym momencie wydaje się, że tego jest za dużo (kto coś takiego wymyślił?). Gdy nabieramy wprawy w jeździe, to powoli dostrzegamy te wszystkie kierunkowskazy, wskaźniki i kontrolki. Uczymy się.

Co jeszcze widać w czasie webinarium? Liczbę uczestników, którzy dołączyli. Czy 50 osób to dużo czy mało? W środku tygodnia, późnym wieczorem?

Jakie są moje refleksje po? Trochę za szybko mówiłem. Powinienem wolniej. Ale to chyba efekt stresu. Trzeba przeżyć kilka razy by nabrać do siebie zaufania. To kolejny przykład, że błędy w edukacji są ewaluacja i pomagają w rozwoju. Póki swoje niedociągnięcia, potknięcia, braki dostrzegamy, póty się rozwijamy. Niepokoić się można wtedy, gdy uznamy, że wszystko było znakomicie, idealnie itd. Nic do poprawienie? Na drugi dzień miałem okazję odsłuchać nagrania i zobaczyć się z drugiej strony. Było lepiej niż myślałem. Na ogół bywamy zbyt samokrytyczni.

Ale wróćmy do dostrzeżonych błędów. Całość była na mój gust za mało spójna. Chciałem za dużo przekazać, za dużo opowiedzieć. Typowy błąd nowicjusza. Godzina zegarowa w zabieganych czasach to chyba za długo… Następnym razem i na to zwrócę uwagę.

Kolejnym moim wnioskiem jest to, że trzeba zaplanować pytania do słuchaczy. Będzie reakcja zwrotna, mimo że literki na ekranie będą małe. Trudno mówić a jednoczesnej czytać to, co ukazuje się na czacie Dobrym rozwiązaniem jest pomoc drugiej osoby, która nie mówi tylko czyta i ewentualnie potem przypomina. Przy takim wsparciu dialog jest łatwiejszy.

Umiejętności webinariowe dotyczą także publiczności. Czy pisać pytania na czacie i komentarze czy nie? A może się pisaniem przeszkadza? Może rozprasza? Ta nowa forma edukacji i komunikacji (webinarium) wymaga od nas wypracowania całkiem nowych standardów zachowania się. Trzeba więc próbować, przeżywać, doświadczać i sukcesywnie poszukiwać najlepszych rozwiązać i stylów rozmowy. Może za lat kilka czy kilkanaście będą już wydrukowane poradniki co i jak. Teraz ich nie ma. Uczymy się na sobie i przez działanie.

Proste przełożenie formy prezentacji z sali klasowej (uniwersyteckiej) nie jest jak widać dobrym rozwiązaniem. Trzeba odkryć potencjał nowego narzędzia. Niby prezentacja jest przygotowana w Power Poincie ale zapisana w pliku pdf i nie ma animacji. Trzeba szukać innych możliwości lub… czekać aż informatycy opracują nowe rozwiązania techniczne. Jakiś czas to potrwa. I my jako prelegenci-uczestnicy musimy o swoich potrzebach głośno mówić. Bo niby skąd programista ma wiedzieć co jest potrzebne? A my, jeśli nie spróbujemy czyniąc liczne błędy, skąd będziemy wiedzieli, czego nam potrzeba w tym nowym narzędziu i nowej formie komunikacji na odległość?

Kolejne próby i za każdym razem coś nowego. Nie ma innej rady. Najpierw oswoić się z nowym narzędziem, przekonać się, że „nie gryzie”. Potem można próbować nowych opcji. W tym sensie błędy są błogosławione w procesie edukacji i nie należy ich traktować jako porażki. Raczej jako sukces, że się rozwijamy i dostrzegamy kolejne ważne elementy. Przeżyć, doświadczyć, zrozumieć.

Czego się muszę nauczyć? Podobno jest też opcja przyznawania głosu uczestnikom. Stają się na moment prelegentami. Niby prosta rzecz, ale jak i co nacisnąć by tę prostą czynność zrealizować? W sali przecież wystarczy wskazać ręką, powiedzieć, że ktoś ma głos…. A tu jest technika, siedziny od siebie po kilkadziesiąt kilometrów… i nikt nie ma tak długiej ręki…

No cóż, teraz chciałbym spróbować poprowadzić webinarium ze studentami, jako część kursowych zajęć. A może studenci, jako młodzi ludzie, już takie formy sami realizują? Może nie koniecznie za pomocą Clickmeeting? Może udałoby się zrobić studenckie seminarium w czasie Nocy Biologów w takiej właśnie formie? Przekaz byłby dostępny dla osób, będących daleko od Olsztyna.

A na zakończenie link do nagrania z webinarium jeszcze w wersji surowej, nieobrobionej: https://drive.google.com/file/d/1FgeLwT-yIMvV6mMV70XQWpd4Ylb7ZFpt/view

Mile widziane komentarze, sugestie, własne webinariowe refleksje.