Spotykanie się z ludźmi bywa inspirujące i ekscytujące. Bo jest to poznawanie nowych światów. Ekscytujące jest wtedy, gdy doświadcza się tego, o czym wcześniej można było przeczytać w książkach i esejach.
Niedawno spotkałem się z bardzo trafną myślą o tym, że żyjemy w społeczeństwie wielokulturowym*. I nie chodzi o różne etniczne kultury ale różne sposoby komunikowania się, patrzenia na świat. Niby mówimy tym samym językiem polskim, ale zupełnie innymi pojęciami. Stąd nawet nie wiemy dlaczego nie potrafimy się porozumieć. Życie w europejskiej wielokulturowości rodzi potrzebę nauczenia się bycia gościem w obcej kulturze i bycia gospodarzem dla innokulturowców. W obu przypadkach potrzebna empatia i otwartość. Ale wcześniej potrzebna jest świadomość odmienności języka i znaczeń. Tę niestety trudno sobie uświadomić, koncentrując się tylko na etniczności.
W poniedziałek 10 czerwca uczestniczyłem w spotkaniu „Czy można wymyślić przyszłość?, czyli o sensowności tworzenia lokalnych strategii i polityki kulturalnej.” Do CEiKu zwabił mnie temat oraz goście z daleka: Edwin Bendyk – dziennikarz, publicysta i pisarz, pracuje w tygodniku „Polityka” oraz Bohdan Skrzypczak – doktor nauk humanistycznych o specjalności pedagogika społeczna, animator i pedagog społeczny, wykładowca w katedrze Pedagogiki Społecznej na Wydziale Nauk Społecznych i Resocjalizacji.
Dyskusja była ciekawa ale…. momentami nurząca (dyskusja z sali bardzo ożywcza i ciekawa ale wstęp prelegentów był zbyt długi i niezbyt jasny w przekazie). Uświadomiłem sobie różnice w stylu i komunikacji między naukami „humanistycznymi” (w szerokim sensie) a przyrodniczymi. O tym napiszę innym razem, bo to temat intrygujący i ciekawy. Dopiero uświadomienie sobie różnicy w kulturze, ułatwiło znieść trudy i nudne fragmenty spotkania.
Ale ja o czym innym chcę teraz opowiedzieć i raczej marginalnym dla całego, ciekawego spotkania. O niewiarygodności przekazu. Dużo mówili prelegenci o systemie, jako czymś złych i krępującym kulturę. O systemie bardzo ogólników i niekonkretnie (coś w stylu ONI). W pewnym momencie pan Bendyk stwierdził, że trzeba zmienić sposób myślenia, że zbyt mocno system finansowania wypacza myślenie i działania w kulturze. Że żeby coś zmienić, trzeba stanąć obok systemu. Zabrzmiało fajnie, ale pojawił się zgrzyt niewiarygodności, który niczym łyżka dziegciu zepsuł cały efekt przekazu.
Tą łyżką dziegciu było narzekanie na pieniądze z UE, rozdzielane odgórnie, które kieruje wysiłek nie tam gdzie trzeba. I z tym był się zgodził. Nawet przyklasnął. Ale z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę przypuszczać, że obaj prelegenci przyjechali w ramach projektu finansowanego pośrednio lub bezpośrednio z jakiegoś grantu. To stawanie obok systemu odebrałem bardzo niewiarygodnie… i mało przekonywująco, mało autentyczne.
Chwała CEiKowi za pozyskiwanie takich środków i organizowanie zarówno badań jak i spotkań. Ale jeśli mówi się o stawaniu obok systemu… a finansowo tkwi się w tym systemie, to brzmi to bardzo niewiarygodnie.
Czy to był tylko taki wypełniacz czasowy? Skoro jest honorarium za prelekcję, to trzeba mówić określoną ilość czasu?
Prowincja, ta daleka od szosy i stolicy (przecież Olsztyn taki jest), jest ciekawa świata i oczekuje objaśnienia rzeczywistości. Dlatego tak licznie na różne spotkania przychodzimy. Ale nie zadowoli nas ględzenie o politykach czy bliżej nieokreślonych ogólnikach. Chcemy konkretów i jasnego, wyrazistego przekazu.
Zdjęcie wyżej zamieszczone, zostało przeze mnie tendencyjnie wybrane, ale jest charakterystyczne. Język ciała zdradzający brak otwartości, brak autentycznej chęci otwarcia się na tubylców i pełnej komunikacji. Mówienie bardziej do siebie, swoich notatek i w „obecności publiczności” niż do ludzi. Bo to drugie wymaga słuchania. Było to odtańczenie pewnego rytuału, niezbyt zrozumiałego dla innokulturowców, przynajmniej części. Dla mnie to był zgrzyt, bo jestem przyzwyczajony do innych form wygłaszanie referatów. Ale może ten zgrzyt wynika z faktu, że nie rozpoznałem i nie uświadomiłem sobie obecności w innej kulturze? Że nie postarałem się zrozumieć tę inną kulturę? Że nie nauczyłem się być gościem?
Na sali było kilka innych zgrzytów międzypokoleniowych i międzykulturowych. Obserwowanie tego było niezwykle ekscytujące. Bo doświadczałem tego, o czym czytałem w książkach, m.in. o zupełnie innym sposobie myślenia młodego, cyfrowego i mobilnego pokolenia. Ale to opowieść na inną okazję.
* – wielokulturowość nakłada pewne zobowiązania na edukację. Musimy się nauczyć żyć w społeczeństwie wielokulturowym. Nie tylko w wieloetnicznej i wielowyznaniowej Europie, ale i w różnych systemach myślowych i komunikacyjnych. Musimy nauczyć się być gościem u innych i być dobrym gospodarzem dla innych. Wymaga to otwartości. Nie trzeba przyjmować innej kultury, nie trzeba się zmieniać. Ale trzeba umieć dialogować z innymi.