W swoich etnograficznych poszukiwaniach odnalazłem dwa kolejne ślady (z Białorusi i Huculszczyzny), przemawiające za tym, że słowo wiedźma pochodzi od wróżenia i wieszczenia a nie od wiedzy. Współcześnie popularne są tłumaczenia typu „wiedźma to ta która wie” (czyli wywodzi się od wiedzy). Więcej w tym jednak współczesnej kreacji niż oparcia na wartościowych źródłach (współczesna interpretacja a nie poszukiwania etnograficzne). Bo o niewiaście można analogicznie powiedzieć, że to ta, która nie wie, a o dziewicy – ta, która się dziwi.
Aby sprawdzić, skąd się wzięło słowo wiedźma w języku polskim, sięgnąłem do „Słownika etymologicznego języka polskiego” Aleksandra Brücknera. Z hasła w tym słowniku wynika, że wiedźma, pochodzi od słowa wiedma, które to słowo popularne było zwłaszcza w wieku XVII i wywodzi się z rusińskiego wied’ma. Brückner wskazuje także na czeskie słowo wiedi, oznaczające niby wieszcze. Czyli wynikałoby, że wiedźma pochodzi bardziej od wieszczenia i wieszczki niż wprost od wiedzy. (więcej tu: O wiedźmach czyli ewolucji znaczeń i kontekście co zmienia znaczenie),
Kazimierz Moszyński w „Kulturze ludowej Słowian” opisuje ludzi, którzy zawodowo oddawali się magii szkodliwej. Wskazuje, że w kulturze ludowej wyraźnie odróżniano ludzi oddających się magii złej, szkodliwej, od ludzi parających się magią pożyteczną. Ta ostatnia w większości dotyczyła leczenia. Dawna medycyna o szamańskich korzeniach opierała się w większości na magii (zamawianiu, odczynianiu itd.), gdyż wierzono, że choroba to działanie złych demonów lub efekt rzucenia szkodliwego czaru (uroku). Leczenie polegało więc na odczynieniu czaru lub wypędzeniu złego demona (jeśli używano ziół to nie w takim rozumieniu jak obecnie). Granica między czarną a białą magią jest płynna, jako że w kulturze szamańskiej nie istnieje etyka. Taka filozofia Kalego.
Współcześnie idealizujemy i reinterpretujemy dawne, ludowe praktyki magiczne. Niech za przykład posłuży sposób leczenia skrofułów u Hucułów, pochodzący z początków XX wieku (Włodzimierz Szuchiewicz „Huculszczyzna”). „Skrofuły, żonwy, żowny (Scrophulosis). One pochodzą od żonwy, dzięcioła zielonego; jak tylko człowiek sięgnie do gniazda jego, powstaje smród, a od tego biorą się skrofuły.” W leczeniu skrofułów Huculi stosują następujące sposoby: „a. Parzą nad siarką białą wełnę i przykładają ją do szyi; b. Smarują rany krwią po menstruacyji porządnej dziewczyny [jak nie pomoże, molfar zawsze może powiedzieć, że najwyraźniej dziewczyna nie była porządna…]; c. Odgaszają węgle i tak zamawiają >>Chot’ jes żovnarynm, chot’ żowna wczynyłyste siy roweri (gniazdo); wczynyło sy 9, z dewjyt’ 8, … z dwóch odna.<< Tak 9 razy; po każdym 3. razie odmuchuje zamawiający chorego i mówi” >>Ne moim duchom ałe bożym!<<” Wg Słownika Języka Polskiego Skrofuły to „przewlekła gruźlica węzłów chłonnych (najczęściej szyi), występująca u dzieci żyjących w złych warunkach; skrofuloza; zołzy.” Czy huculski molfar, prymiwnyk (od przymawiać, mówić) tym magicznym sposobem wyleczy chorego?
Najdziwniejsze jest to, że i w wieku XXI różnego rodzaju szeptuchy-prymiwnyki (czasem z komputerem i nowym słownictwem o energii i biopolu itd.) naciągają ludzi i odciągają od medycyny konwencjonalnej. W niektórych przypadkach ze skutkiem tragicznym. Nie jest więc to tylko zabawa etnograficzna… W 1986 roku w USA działało ponad 10 tys. czarownic, zarejestrowanych i płacących podatek dochodowy. W tym samym czasie w Niemczech w ponad 800 punktach tajemnej wiedzy magicznej można było zamówić różnego typu magiczne usługi, w tym spowodowanie czyjejś choroby, uzdrowienie, wywołanie uczucia miłosnego itd. Ceny owych usług były wysokie, np. za rzucenie uroku, powodującego czyjąś chorobę, należało uiścić czarownicy 5 tys. marek (Zwoliński A., 2013. „Leksykon terapii alternatywnych”). Niedawno w Polsce głośno było o wiedźmie-znachorce, która wyłudziła kilkadziesiąt tysięcy złotych od kobiety, stawiając magiczną ochronę przed chorobą. I to wszystko w wieku XXI, wieku racjonalności, szalonego postępu techniki i powszechnej edukacji i niezwykle łatwego dostępu do informacji…
Wróćmy jednak do etnograficznych poszukiwań źródła słowa „wiedźma”. Moszyński wskazuje, że rozróżnienie na ludzi parających się dobrą i złą magią znajduje swoje odzwierciedlenie w nazwach tych profesji (i osób). „U Łużyczan (…) człowiek zajmujący się czarami na szkodę bliźnich, zwie się kuzłar, khodot wzgl. chódot; zaś ten, co się trudni magją z pożytkiem dla ludzi – mudry muż wzgl. mudry cłowjek. U Polaków mężczyźni i kobiety, oddający się praktykom szkodliwym, noszą pospolicie nazwę czarowników lub czarownic [Moszyński w wielu miejscach zamiennie używa słowa wiedźma i czarownica, tutaj ograniczył się tylko do czarownicy, być może dlatego, że wiedźma pochodzi ze wschodniej Słowiańszczyzny], a poza tem guślarzy, ciot [we współczesnej polszczyźnie zachowało się pejoratywne określenie „ty cioto” – ciekaw jestem, czy ma to związek z dawnym określeniem] etc.; natomiast oddający się zabiegom pożytecznym – znachorów, mądrych wróżów, lekarzy, doktorów itd. (zrzadka – także guślarzy).” Jedynie w przypadku guślarza widzimy podwójne zastosowanie dla czyniącego złą i dobrą magię – zapewne w zależności od kontekstu – komu to czynią (filozofia Kalego).
Najciekawszy fragment odnosi się do Białorusi „U Białorusinów czarownik – to caraunik [czarounik], veźmar itp., kyvdun [w jez. rosyjskim czarownica nazywana bywa kałdunem, kałdunicą], vałcheb [to chyba to samo co wołchw, a czy kyvdun to od czynienia krzywdy, zła? ] …, zaś znachor – znachar, saptun [szaptun’] etc.” Mamy więc wiedźmę rodzaju męskiego – weźmar, wiedźmiar, podobnie do literackiego wiedźmina u Sapkowskiego. I mamy szeptuchę rodzaju męskiego – szeptun. Współcześnie na Podlasiu mówi się o szeptuchach, kobietach. Widać dawniej znachorstwem przez zamawianie zajmowali się i mężczyźni. Podobny przykład znajdziemy u Hucułów (ale to nieco dalej przytoczę).
Jedynie w odniesieniu do Wielkorusinów (Rosjanie) Moszyński zaznacza, że różnica między czyniącymi dobrą i złą magię jest nieco mniej jasna. Z dawnego języka słowiańskiego zachowały się słowa lekarz i wracz (w języku rosyjskim). Współcześnie mające jednoznaczne znaczenie zawodowego lekarza i medycyny konwencjonalnej.
„W Bułgarji rozróżnia lud na ogół czarowników (magijosnik, brodnik) od znachorów-wróżbitów-lekarzy (vrażelec) [tu kolejny przykład łączący magię z wieszczeniem]; podobnie u Serbochorwatów , u których z jednej strony występuje darovnik, cinjarica [czinjarica, czyniąca, bo czary można czynić i odczyniać], magjionik, vjestac [vjesztac, również odnoszący się do wieszczenia, w tym kontekście ktoś zły, źle czyniący, źle wieszczący], a z drugiej vracar [vraczar]. Na ogół „czarownicy” biorą swą nazwę od „czarowania”;, „czynienia” i „wiedzy” etc.; „znachorzy – również od „wiedzy”, ale też od „mówienia” wzgl. „szeptania.” Zasługuje poza tym na podkreślenie szczególnie ścisły związek znachorów z lekarzami i wróżbitami, a zaś czarowników z istotami demonicznymi.”
Mamy więc wskazanie, że nazwa zło czyniącego – jakkolwiek by nie nazwać – ma związek z demonami (półdemonami) i sugeruje związek etymologiczny ze słowem „wiedza”, ale Moszyński nie podał przykładu, do jakiego słowa by się to odnosiło. Ja przynajmniej w jego trzytomowym opracowaniu nie znalazłem. Białoruski weźmar kojarzy mi się z wiedźmą – oba słowa wschodniego pochodzenia. Być może weźmar wywodzi się od słowa wziąć? (coś zabiera, bierze?).
Pora na przykład z Huculszczyzny. Szuchniewicz przedstawia kilka różnych demonów, półdemonów i ludzi niezwykłych. W części te postacie zachodzą znaczeniowo na siebie, mimo, że różne są określenia (to szczegółowo opiszę następnym razem). Obok leśnych, niavek (mavek), rusałek (luzon), nicznyć, mamum, topielców, wiedź i upiorów (pisałem tu), molfarów, czynatarów, misziysznyków, wowkunów (wilkołaków), werchobludów, stocznyków wymienia wróżki i wróżbitów.
„Wróżki – To kobiety, co wróżą z gwiazd, czy np. człowiek żyć będzie czy nie.” Jeśli wczytać się w opis wróżki to na myśl przychodzi wiedźma-czarownica (wzmacniałoby to hipotezę roboczą, że wschodniosłowiańska wiedźma od wieszczenia pochodzi). Jak zostać wróżką? Wystarczy się nie myć, jajko pod pachą nosić i wyrzec się Boga, przechodząc na służbę złych mocy. „Kobieta, co chce wróżką być, nie śmie przez 9 dni myć się, ani modlić się i przez ten czas ma nosić jajo w lewej pachwinie, przyczem musi się wyrzec Chrystusa i wiary w niego. Po 9 dniach wykłuje się z tego jaja diabełek, który będzie jej służył. (…) Wróżką nie rodzi się żadna kobieta.” Bo wróżką się zostaje, w odróżnieniu od innych postaci półdemonicznych.
Brak informacji jak zostać wróżbitą (wróży z fasoli i ziarna). Brak odniesienia do związków siłami zła i diabłem. Widać tylko o kobietach krążyły złe opowieści. Ciekawie to komentuje Paweł Zych i Witold Vargas w „Bestiatiuszu słowiańskim” – „W dawnych czasach dożywanie późnej starości przez mężczyzn nie było zjawiskiem nadzwyczajnym (wbrew obiegowym opiniom w średniowieczu mniej więcej co ósmy mężczyzna liczył sobie ponad sześćdziesiąt lat), natomiast u kobiet, dla których każdy poród był jak „rosyjska ruletka”, sędziwy wiek stanowił niespotykaną rzadkość. Starość u niewiasty uważano za coś nienaturalnego. Stąd zapewne pochodziło przekonanie, iż wiele istot demonicznych przybiera postać pomarszczonej i brzydkiej baby.” Jak widać seksizm ma głębokie, ludowe korzenie…
Dawniej wiedźm się bano i straszono się nawzajem, dzieci w szczególności (na przykład Baba Jaga). Dzisiaj stanowią rozrywkę, uliczny teatr, tak jak w kulturze ludowej dawniej chodzono z turoniem: dawny demon i magia zamieniona została na kulturowy obrzęd rozrywkowy (ze śladami jedynie dawnej symboliki).
c.d.n (bo temat niezwykle ciekawy i aktualny)