Kiedy rozpoczęła się dyskusja na jednym z portali społecznościowych na temat tego, czy można ogłosić Rok Kultury (w domyśle w woj. warmińsko-mazurskim) w uzupełniającej argumentacji „za” dodałem „A kto nam zabroni?”. Nie chodziło mi o jakieś awanturnictwo, ale wskazanie, że jesteśmy obywatelami i wolno nam ogłaszać Rok Kultury, by szerzej dyskutować o kulturze i tożsamości regionalnej. Bo po co wysyłać nieśmiałe zapytania o „pozwolenie” czy „błogosławieństwo” do różnych państwowych, samorządowych, społecznych czy jeszcze innych gremiów? W zasadzie pytanie należy interpretować nie jak „czy nam wolno” ale „czy jest sens”. Jest.
Pytanie się „czy wolno”, konsultowanie się zajęłoby cały rok. Lepiej działać niż utopić energię w nieustających dyskusjach i dzieleniu włosa na czworo. A tak – jeśli pomysł roku kultury jest dobry i potrzebny – to się przyjmie i rozrośnie jak kula śniegowa. Jeśli nie jest dobry, to po prostu umrze śmiercią naturalną w powijakach, uschnie przez przemilczenie, zaniechanie. Po prostu spróbować i wykonać eksperyment. Być może wychodzi ze mnie dusza przyrodnika, przedstawiciela nauk ścisłych (przyrodniczych eksperymentalnych), który hipotezy chce od razu poddawać falsyfikacji przez doświadczenie. Stało się, pomysł na Rok Kultury chwycił i wzbudził rosnące zainteresowanie.
Rok Kultury jest dobrym pretekstem by mówić o kulturze, także jako wartości ekonomicznej i wspierającej markę regionu (woj. warmińsko-mazurskiego). Luźna formuła roku kultury sprawia, że każdy może mówić o kulturze… w różnych gremiach, w różnych mediach i w różnej formie. Ale jeśli będziemy się zastanawiali czy włączyć się i poprzeć, skoro zainicjowała to Gazeta Olsztyńska…. lub „mnie tam już nie będzie, bo nie będę wspierał konkurencji” itd., to niewiele z tego Roku wyniknie. Zwłaszcza w środowisku twórców trudna jest praca zespołowa i skupienie się na wspólnym celu zamiast na dyskutowaniu kto ważniejszy. Nam Polakom, doświadczonym przez wiele lat życia w złym systemie społecznym, trudno jest współpracować. Ale chyba się uczymy i mamy coraz więcej sukcesów w przełamywaniu wąskich partykularyzmów i w budowaniu kompromisów.
Wierzę, że stajemy się coraz bardziej obywatelami. Obywatel podejmuje decyzje samodzielnie. Nie czeka na pismo z pozwoleniem, poklepującą akceptację, z pieczątką i zabezpieczającą podkładką (w razie czego będzie na kogo zwalić, to nie ja, to z góry mi kazali). Ludzie wolni i kreatywni podejmują ryzyko… działania, mówienia itd. Tak w ogóle to życie jest ryzykowne. Czy z tego powodu będziemy bali się żyć? Ludzie, wolni nie boją się ryzykować i tego, że popełnią błędy. Bo błędy można naprawiać, lepsze jest wrogiem dobrego… a bezczynności nie da się poprawić, bo nie ma czego. Już Arystoteles powiedział „Jeśli chcesz unikać krytyki to nic nie mów, nic nie rób, bądź nikim”.
W Roku Kultury na Warmii i Mazurach nie chcemy być nikim, chcemy być kimś i poprzez kulturę, tę bardzo szeroko rozumianą, chcemy odkrywać swoją współczesną tożsamość, Warmiaków, Mazurów, Wimlandczyków. No bo kto nam zabroni marzyć, mówić, pisać, malować, odkrywać i budować swoją tożsamość?
W dyskusji o polityce kulturalnej i samych roku kultury coraz bardziej wyłania się kilka wątków (zazębiających się ale w gruncie osobnych pomysłów). Rok Kultury na Warmii i Mazurach oraz Powiślu, to szeroka i spontaniczna akcja (może jednorazowa w 2015 r.), celem której jest zwrócenie uwagi na kulturę i włączenie jak największej liczby instytucji, osób, animatorów itd. do tych działań. To niejako pospolite ruszenie, każdy we własnym stroju, z własną bronią i własnym pomysłem wybiera się na tę intelektualną wyprawę, bez naczelnego dowództwa, w ciągłym sejmikowaniu i rozgadaniu. Drugim pomysłem są Archipelagi Kultury – projekt co najmniej kilkuletni, wąsko zdefiniowany, nastawiony także na szukanie wsparcia finansowego (na razie to mgliste wyobrażenie, bo nawet nie wiadomo gdzie szukać tych pieniędzy). I jako projekt z budżetem i wkładem własnym musi być dobrze zdefiniowany i ograniczony tematycznie, z dobrze opracowanymi, konkretnymi działaniami.
Trzecim pomysłem, zrodzonym już w Roku Kultury, jest zainicjowany klaster, pod roboczą nazwą „Archipelagi Kultury Warmii i Mazur”. Klaster jako projekt wieloletni, ma grupować instytucje, firmy, osoby indywidualne NGO-sy, twórców i animatorów, itp. itd. Ma być swoistą wylęgarnią mniejszych projektów, których realizacji podejmą się konkretne konsorcja, grupy itd. Ale jako nawet luźna struktura musi mieć zdefiniowane ramy organizacyjne i koncepcję funkcjonowania. Obie się dopiero rodzą. Pospolite ruszenie, swoista rebelia kultury, dopiero się rozwija i trwać będzie. Ale z tego nieustającego chaosu i bałaganu mam nadzieję wyłaniać będą się małe ale konkretne inicjatywy.
W trakcie jednej z debat nad polityką kulturalną miasta (i regionu?) wyartykułowano potrzebę pisma kulturalno-krytycznego, gdzie będą nie tylko informacje (jak teraz w mediach) o tym, że coś będzie. Ale będą także recenzje, relacje i analizy tego co było. Nie wiem czy uda się takie pismo ponownie powołać. Bo być może wyczerpała się formuła czasopism papierowych. Wątpliwe czy utrzymaliby się z pisania dziennikarze i krytycy. Ale mamy inne media internetowe i dziennikarstwo obywatelskie. Ludzie mają swoje źródła utrzymania i mogą pisać z potrzeby duszy, z potrzeby serca, by dzielić się opiniami i tworzyć uzupełniającą płaszczyznę dyskusji wirtualnych. Przecież człowiek jest istotą społeczną. No tak, ale ktoś musi taką stronę-platformę internetową zbudować. Tego się nie da zrobić w formie pospolitego ruszenia. Tu potrzebny projekt, np. Archipelagi Kultury. A jak już będzie przestrzeń… to będzie gdzie dyskutować nawet w formie niezorganizowanego pospolitego ruszenia lub twórczego indywidualizmu i anarchizmu. Byleby ramy były i ktoś o ich funkcjonowanie zadbał. To miałem na myśli pisząc, że oddzielne pomysły zazębiają się (Rok Kultury, Archipelagi Kultury, klaster).
„Kultura wyzwala ciało od zniewolenia pracą i usposabia go do kontemplacji” napisał Umberto Eco. W Roku Kultury rodzą się Archipelagi Kultury, izolowane i samodzielne wyspy, ale kontaktujące się ze sobą, współdziałające. Będzie więc gdzie wypoczywać, jak w na tropikalnych wyspach w czasie urlopu. Niczym lokalne populacje w metapopulacji. Są osobnymi bytami ale przepływ genów-idei następuje. Bogactwo w różnorodności.
W Roku Kultury możemy zbierać i opisywać to, co już jest (choć może nie wiemy że jest) jak i możemy się inspirować do kolejnych twórczych „narodzin”. Ośmielamy się wyjść z prowincjonalnego cienia, zachęceni tym, że widzimy ilu nas jest. A co, kto nam zabroni? Region, który jest tyglem kultury. I natury. Bo to dwie wartości dopełniające się i wzajemnie uwarunkowane.
W zawołaniu „a kto nam zabroni” jest niecierpliwość działania, by nie tracić czasu na zbędne dywagacje, narady i pisanie pism z prośbą o pozwolenie. Nie bójmy się działać z obawy o krytykę i krzywe spojrzenia. Twórcza i konstruktywna krytyka ubogaca. A ordynarny hejt po prostu przemilczymy. Walki kogutów niech się dzieją bez nas.
Niech się staje Rok Kultury, nawet w najmniejszych restauracjach, kawiarniach, na trawnikach, piknikach, wiejskich festynach. Proszę się poczęstować ciasteczkiem z niemalże domowego wypieku (na zdjęciu wyżej). Bo kulturę widzę szeroko, nie tylko w wierszach i obrazach na płótnie. Konsumpcja i twórczość nie jedno mają imię i wymiar.