Rozpoczynają się Olsztyńskie Dni Nauki. A ja niedawno z oficjalnych statystyk dowiedziałem się, że 40% gimnazjalistów nigdy nie eksperymentowało w zakresie biologii! Co tam, nawet studenci skarżą się, że za mało mają możliwości poeksperymentowania. Owszem, „wkuwanie” i przyswajanie gotowych treści jest najszybszym sposobem budowania indywidualnej wiedzy. Tyle tylko, że traci się motywację a taka wiedza nie jest trwale zakorzeniona. Szybko umyka z głowy. Wiadomości są tylko produktem naukowym. W edukacji, zwłaszcza tej na poziomie wyższym, powinno być jak najwięcej procesu naukowego. Czyli dać wędkę i nauczyć łowić ryby zamiast dawać ryby….
Eksperymentowanie jest kwintesencją edukacji XXI w. w każdej szkole, nawet tej najmniejszej. Pod tym względem nasze szkoły są ogromnie niedoinwestowane. Wystarczy zajrzeć do pracowni biologicznych, chemicznych, fizycznych (jeśli w ogóle są). Nauczyciele we własnym zakresie nie są wstanie wiele zrobić. Dlatego wszelkie pikniki naukowe, takie jak Olsztyńskie Dni Nauki, cieszą się dużym zainteresowaniem. Ale to wszystko jeszcze za mało. W zakresie edukacji pozaformalnej i nieformalnej jedno Centrum Nauki Kopernik w Warszawie nie wystarczy (kolejne są w Gdyni, Toruniu i Łodzi). Potrzebne są takie eksperymentaroria w każdym powiecie, nawet w formie mobilnych autobusów. Potrzebny jest więc sprzęt ale i odpowiednio przygotowane kadry (kapitał ludzki). I potrzebna jest dobra koncepcja edukacyjna. Bo nie chodzi tu o show i żeby coś wybuchało, zachwycało (od tego jest wesołe miasteczko lub estrada). Widowiskowość na piknikach naukowych jest tylko wstępem, po którym powinno pojawiać się zaciekawienie, objaśnianie świata i… samodzielne eksperymentowanie (tyle tylko, że trzeba mieć gdzie oraz mieć kogoś do merytorycznej opieki).
W ostatnich stuleciach mogliśmy obserwować sukces redukcjonizmu, analizy i w końcu wynikających z takiego sposobu myślenia – automatyzacji, co znakomicie opisuje Marhall McLuhan w książce „Zrozumieć media. Przedłużanie człowieka” (niedawno przeczytałem i jestem pod wrażeniem). Dzielenie na elementarne części, „niepodzielne” atomy, ułatwiło poznanie świata i rozwój technologii. Szkoła jest jakimś odbiciem tego procesu: nauczanie podzielone jest na osobne dyscypliny (przedmioty) i osobne lekcje (porcje uporządkowanej informacji). Nawet na uniwersytetach. W tym względzie uniwersytety stały się zbyt szkolne – a lepiej byłoby odwrotnie: aby szkoły nabierały charakteru otwartych na wiedzę uniwersytetów.
Sukces redukcjonizmu i automatyzacji, zastosowanej także w przemyśle, jest niewątpliwy. Ale jest także kulą u nogi, gdy jest zbyt wyolbrzymiany. Potrzebna jest integracja wiedzy z różnych dyscyplin i płaszczyzn rzeczywistości. Integracja dotyczy zarówno wiedzy (różne dyscypliny) jak i komunikacji (umiejętności wypowiadania się i porozumiewania się). Wiedzieć, rozumieć, działać…. I umieć o tym opowiedzieć, w różnych kontekstach i różnymi stylami (mową, pismem, obrazem i internetowo-hipertekstowo). Właśnie z tego powodu w ostatnim czasie coraz bardziej staram się zmobilizować moich studentów do różnorodnych wypowiedzi publicznych: w formie referatów, esejów, tekstów publicystycznych, filmików (temu służą np. blogi http://biologiaolsztyn.blogspot.com/ oraz http://copernicanum.blogspot.com/).
W czasie sierpniowej konferencji w Centrum Nauki Kopernik dowiedziałem się o ciekawych badaniach pedagogicznych. Okazuje się, że inaczej zapamiętujemy treść, jeśli potem mamy ja zrelacjonować przed nauczycielem (oceniającym autorytetem,) w formie odpytywania, a inaczej gdy mamy ja opowiedzieć komuś trzeciemu. To ostatnie jest skuteczniejsze i bardziej naturalne. Utwierdziło mnie w przekonaniu, że zamiast licznych kartkówek czy kolokwiów lepiej jest stwarzać sytuacje, w których studenci ujawniają swoją wiedzę przez publicznością zewnętrzną. Nie są odpytywani lecz stają w naturalnej sytuacji objaśniania świata osobom mniej zorientowanym. Mieści się to w koncepcji nauczyciela-ignoranta, o której już kiedyś pisałem. To sposób na wspólne odkrywanie świata. I pełniejsze realizowanie modelu uniwersytetu jako wspólnoty uczących i nauczanych. Tymczasem ciągle za dużo mamy postaw takich, jak w anegdocie: Pan Bóg wie wszystko… ale nauczyciel wie lepiej.
Na zdjęciu wyżej – wcześniejsze Olsztyńskie Dni Nauki, zajęcia w szpitalu Wojewódzkim.