Tak, to dzisiaj. Zawsze jest jakiś dzień. Aktualnie to Dzień Darwina. Każdy pretekst jest dobry, aby spotkać się i porozmawiać o nauce, o wiedzy, o dochodzeniu do prawdy.
Darwin nie pracował na uczelni, nie miał impact factor. Miał własne źródło utrzymania … więc pracował i myślał tak jak chciał. I wymyślił coś, co na długie lata zaabsorbowało nie tylko biologów ale i filozofów.
Dla tworzenia i dla nauki potrzebny jest spokój… i życie towarzyskie. Prowincja do tego się znakomicie nadaje. Bo dzięki kontaktom – łatwym podróżom nawet na antypody oraz internetowym mediom – można utrzymać wieź z kim się tylko chce. A prowincja izoluje i nie przemęcza hałasem nadmiernych kontaktów. W twórczości, także tej naukowej, nie jest dobra fabryka czy korporacja, z ich wyścigiem szczurów i ciągłym mierzeniem ilości wykonanej pracy. Potrzebny jest spokój i komfort pracy, gdzie codziennie narzucane normy i wskaźniki nie zabijają swobody myślowych poszukiwań.
I dziś sporo się w wiedzy biologicznej dzieje. Powraca nowe wcielenie lamarkizmu, bo mamy dowody na dziedziczenie cech nabytych. I znowu filozofowie będą mieli pełne głowy roboty :).
Być może, żeby mieć lepsze długofalowe osiągnięcia naukowe, powinniśmy dać więcej wolności naukowcom? Nieustanne poganianie i rozliczanie ze wskaźników powoduje tylko papierową sprawozdawczość (pozory łatwo tworzyć, naukowcy nie są głupsi od innych). Odkrycia są nieprzewidywalne. Trzeba więc tworzyć warunki i czekać. Na jałowej glebie niewiele urośnie – nawet jeśli będziemy pokrzykiwali i codziennie kontrolowali przyrost biomasy.