Współpraca z mediami popularnymi w zakresie upowszechniania wiedzy jest bardzo trudna. Efekt finalny jest zawsze współautorski i wynika z aktywności obu stron. Krótkie wywiady prasowe (np. przez telefon, albo w rozmowie z dziennikarzem) wymagają szybkiego tempa i szybkiego podejmowania decyzji. Najczęściej od udzielenia wywiadu do publikacji mija kilka godzin, rzadziej kilka dni. Czasem wywiad do radia czy telewizji jest na żywo… i niczego nie da się poprawić (to nie igrzyska w Rosji czy Chinach, gdzie przekaz idzie z kilkunastosekundowym opóźnieniem). Dziennikarz prasowy musi skrócić, uporządkować i zredagować naszą wypowiedź. I czasem okazuje się, że efekt końcowy jest inny od naszych intencji, że czasem zdarzają się przeinaczenia. Złościć się? Bo inni przeczytają i pomyślą, że jestem niedouczony, skoro pojawiają się takie czy inne błędy? To byłoby szukanie odpowiedzialność u innych (złej tanecznicy i falbana przeszkadza).
Po pierwsze zamiast złości i awantur warto się lepiej przygotować do wywiadu. Trening czyni mistrza i warto uczyć się na własnych błędach. Na cudzych trudno, bo nie wiemy jaki był komunikat wypowiedziany przed publikacją. Czyli warto wiedzieć czego oczekuje dziennikarz w zakresie tematyki i … długości tekstu. Jeśli ma miejsce na kilka zdań, to na nic się zdadzą nasze długie, nawet najmądrzejsze wywody. Trzeba przygotować całą merytoryczną treść w kilku zdaniach. Krótkie formy są trudniejsze od długich. Naukowcy ćwiczą się w pisaniu abstraktów – gdy całą pracę naukową trzeba zawrzeć w kilu zdaniach. Trzeba ustalić co jest najważniejsze. Ale w przypadku abstraktu czytelnik ma dostęp do całej i obszernie objaśniającej pracy. W przypadku krótkiego wywiadu czy artykuliku prasowego nie na takiej możliwości.
Nie ma rady, trzeba dobrze wcześniej przemyśleć wypowiedź i nie zmuszać swoim gadulstwem dziennikarzy do obszernej redakcji tekstu i skracania. Niech sobie coś wybierze, a jak będzie coś nie tak, to jego wina… ?
Po drugie można prosić o autoryzację tekstu. Wtedy zobaczymy swoje myśli jak w lustrze. Zobaczymy co zrozumiał dziennikarz z naszej paplaniny. Ale mamy możliwość zobaczenia całości i ewentualnych korekt. Tyle tylko, że nie zawsze jest czas i możliwość na korektę i autoryzację. Naukowcy powinni mieć w sobie trochę pokory i nie uważać się za centrum świata lub niezwykle ważne osoby. Jeśli stwarzamy zbyt duże bariery i trudności…. po prostu nic się nie ukaże.
Po trzecie można pisać (lub w radiu mówić) samemu. W tym momencie jesteśmy także redaktorami i wydawcami przekazu. Jest więc miejsce na współpracę z mediami lub dziennikarstwo obywatelskiej. Ale to wymaga jeszcze większego wysiłku od naukowca i większego zaangażowania czasowego, w tym systematyczności w popularyzacji. Coś za coś.
Ale nawet samodzielne pisanie nie gwarantuje pełnego sukcesu. Przekonałem się dzisiaj, zaglądając do Gazety Olsztyńskiej. Tam pojawiła się skrócona wersja mojego artykuliku o nastroszu topolowcu. Trafiłem przypadkiem, więc wiele takich tekstów można zupełnie przegapić i nawet nie wiedzieć, że się ukazały. Tekst jest podpisany moim nazwiskiem, więc czytelnik ma prawo sądzić, że jest to moja w 100% wypowiedź. Ze względu na brak miejsca artykulik został redakcyjnie skrócony. A ja czytając znalazłem błąd:
"Nastrosz topolowiec (…) należy do motyli nocnych, rodziny zawisaków, które spijają nektar w locie, w czym przypominają kolibry. Kiedyś podekscytowana znajoma pytała mnie, czy w Olsztynie można spotkać te egzotyczne ptaki (…). To pewnie nasz poczciwy nastrosz".
Zdziwiłem się, bo przecież natsrosz tak nie lata, choć jest zawisakiem. W oryginalnym tekście było tak:
"Nastrosz topolowiec (Laothope populi) należy do motyli nocnych, rodziny zawisaków. Niektóre spijają nektar w locie, w czym przypominają kolibry. Zawisaki to duże motyle, więc nietrudno o wrażenie, że w Olsztynie widziano kolibra. Znajoma kiedyś podekscytowana pytała mnie, czy w Olsztynie można spotkać te egzotyczne ptaki, bo wydawało się jej, że właśnie coś takiego widziała w ogródku. Nastrosz topolowiec w swej larwalnej młodości jest roślinożercą, gąsienice żerują na liściach topoli, rzadziej na liściach wierzb." (zobacz cały tekst )
Redaktor dokonał drobnej korekty tekstu, tak jak zrozumiał to, co napisałem. Obrażać się, że ktoś źle zinterpretował? A może to dobra ewaluacja naszego przekazu? Jakkolwiek nie napisałem, że nastrosz fruwa jak koliber, ale napisałem że należy do rodziny zawisaków a te motyle w locie podobne są do kolibrów. Moim niedopowiedzeniem jest to, że nie zaznaczyłem dokładnie, że akurat nie wszystkie zawisakowate tak się zachowują. I czytelnik miał prawo wyciągnąć taki a nie inny wniosek.
Wiemy co chcemy powiedzieć (przekazać) – ale czy to jest to samo, co słyszą i zrozumieją nasi słuchacze (czytelnicy)? To nie to samo. Ale zazwyczaj nie mamy informacji zwrotnej od czytelników czy słuchaczy środków społecznego przekazu. Nie widzimy ich a oni nie mają szansy dopytać i upewnić się, czy dobrze zrozumieli. Inaczej jest w rozmowie bezpośredniej – już z języka ciała możemy wywnioskować czy jesteśmy słuchani i zrozumieni. Mamy szansę na szybką korektę dopowiedzenie, sprostowanie. Dlatego wykładów akademickich nie zastąpią żadne, nawet elektroniczne podręczniki.
Podobnie jest chyba z wykładami dla studentów. Egzamin jest nie tylko sprawdzeniem pracowitości studenta ale i ewaluacją nas samych – czy zrozumiale mówimy i klarownie przekazujemy treści. Egzamin jest jak przeglądanie się w lustrze.
Poprzedni wpis (przeczytaj) jest dobrą (acz satyryczną) ilustracją naukowej niekomunikatywności i pustego rytuału. Jakie musi być przerażenie studenta, gdy słucha takich wykładów lub czyta tak napisane podręczniki – nie wie czego się spodziewać na egzaminie i jak odpowiedzią na pytania. Pozostaje się nauczyć na pamięć i odtwarzać jak magnetofon….
Dla mnie wniosek z tekstu gazetowego jest taki, że trzeba jeszcze bardziej ćwiczyć się w zrozumiałym wypowiadaniu się, zarówno w tekstach stricte naukowych jak i popularyzatorskich. Napisanie dobrego tekstu popularnonaukowego jest tak samo trudne jak napisanie tekstu do czasopisma naukowego (albo odwrotnie). Inny schemat, inny adresat, inny styl ale sens ten sam – chodzi o klarowny przekaz informacyjny.
Niebawem nowy semestr. Oznacza naukę …. nie tylko dla studentów. Wszyscy się nieustannie kształcimy i doskonalimy. A przynajmniej powinniśmy….
ps. dzisiaj wieczorem zostałem zaproszony do Radia Olsztyn na audycję akademicką o blogach. Będzie zapewne kilka minut na antenie. I jak tu coś sensownego powiedzieć? Czuję się jak student na egzaminie. Nie wiem jakie będzie pytanie – znam tylko ogólnie zakres tematyczny. I szybko trzeba będzie udzielić odpowiedzi. Z dodatkowym stresem, bo przecież poprawkowego egzaminu nie będzie….