W olsztyńskiej prasie rozgorzała dyskusja nad nową propozycją edukacyjną UWM. Władze uczelni, za pośrednictwem Gazety Wyborczej i Gazety Olsztyńskiej, poinformowały o wprowadzeniu obowiązkowego przedmiotu dla wszystkich studentów (na razie „dziennych”). Ma to być wykład w liczbie 4 h zatytułowany „etykieta”, a dotyczyć ma zasad dobrego wychowania.
Podzielam zdanie, że uniwersytet oprócz kształcenia zawodowego powinien dbać także o sylwetkę absolwenta, w tym także jego dobre wychowanie. Byłbym dumny, gdyby zarówno studenci i absolwenci jak i pracownicy UWM byli wzorem dobrego wychowania, a przynajmniej powyżej średniej przeciętnej. Wątpię jednak, aby wprowadzenie 4 godzin obowiązkowego wykładu było dobrym rozwiązaniem.
Po pierwsze uniwersytet powinien stwarzać możliwości rozwoju. A więc przede wszystkim powinna się zwiększać liczba godzin i przedmiotów do wyboru, a nie z obowiązkowej siatki godzin. Zatem jestem jak najbardziej za różnymi przedmiotami fakultatywnymi, nawet z wiązania krawatów czy używania sztućców przy stole. Byle były to zajęcia do wybory dla studenta! Narzucanie przedmiotów ogranicza wybór, ogranicza możliwości świadomego wyboru i ogranicza szanse rozwoju studenta. Bowiem ma mniejsze szanse na odpowiedzialne i samodzielne wybory, także dotyczące rozwoju samego siebie. Uniwersytet przestaje być uniwersytetem a staje się wiejską szkółką. Na naszym UWM zbyt mało jest zajęć do rzeczywistego wyboru (czasem tylko fakultatywność jest na papierze) a za dużo jednakowych i obowiązkowych zajęć dla wszystkich. Etykieta – jako przedmiot fakultatywny np. w ramach bloku zajęć humanistycznych, byłby dobrą propozycją.
Po drugie dobrego wychowania nie uczy się na wykładach. Czy są jacyś palacze, którzy nie wiedzą, że palenie tytoniu szkodzi? Chyba ani jednego. A mimo to palenie jest plagą. Podobnie będzie ze „skutecznością” wykładów z etykiety. Jestem zwolennikiem nauczania poprzez działanie, poprzez uczestnictwo a nie „gadanie”. UWM powinien przede wszystkim stwarzać naszym studentom szanse do rozwoju, i to wszechstronnego rozwoju. I nie tylko poprzez programowe zajęcia, ale także przez koła naukowe, kluby, zespoły, stowarzyszenia. Zespół tańca, chór, kółko teatralne szybciej i lepiej nauczą kultury osobistej niż obowiązkowe wykłady.
Po trzecie dobre wychowanie to otwarcie na drugiego człowieka, to sposób na niekonfliktowe współżycie w społeczeństwie, a nie same zasady dla zasad, sama sztuczna, dworska etykieta. Dobre wychowanie więc zależy od kontekstu i różnych, konkretnych sytuacji. To nie tylko pukanie do drzwi, mówienie „dzień dobry” czy umiejętność tańca towarzyskiego. Dobre wychowanie to sfera dotykająca empatii i odnoszenia się do drugiego człowieka (nie czyń drugiemu tego, co tobie niemiłe). W dużym stopniu uwarunkowane jest kulturowo. Nie można więc stosować sztywnych, podręcznikowych reguł. Bo przecież inaczej zachowamy się przy wspólnym posiłku z np. Arabami. Czy oni są źle wychowani (bo np. jedzą palcami)? A może tylko wychowani w innej kulturze? Dobre wychowanie to otwarcie także na inne kultury, aby swoim zapatrzeniem na siebie nie urażać innych.
Dobre wychowanie, etykieta, to sposób bycia a nie faryzejskie zasady. Wbrew władzom rektorskim, komunikowanie nowego przedmiotu w prasie, wypadło niezbyt taktownie. Bo jeśli student lub przyszły student przeczyta w gazecie, że UWM wprowadza obowiązkowa etykietę dlatego, że część studentów jest źle wychowana, to jak się poczuje? A jakby poczuli się pracownicy, gdyby zorganizowano dla nich obowiązkowe szkolenie z etykiety? I to jest niegrzeczność z naszej, uniwersyteckiej strony. Dziennikarze skracają wypowiedzi, przez co czasem powstaje niezamierzony kontekst. Tak wyszło i z uniwersytecką etykietą. Przekaz medialny żyje swoim życie i teraz trzeba będzie użyć więcej słów i dłuższych dyskusji, aby tę niezamierzoną niezręczność załagodzić.
St. Cz.